Sen na Jawie
Do Indonezji polecieliśmy w kwietniu 2017 r. i cała podróż trwała 3 tygodnie. Mieliśmy nie lada problem z wyborem wysp, na które się udamy bo od ilości miejsc wartych odwiedzenia aż kręci się w głowie. Wybór padł na Jawę, Bali, Gili Meno i Lombok. I w takiej właśnie kolejności odbyła się nasza wycieczka.
Do Dżakarty polecieliśmy liniami Turkish Airlines z przesiadką w Stambule. Ze względu na to, że dolecieliśmy późno, spędziliśmy noc w hotelu nieopodal lotniska FM7 Resort. Następnie rano, po zjedzeniu pysznego śniadania udaliśmy się na lotnisko, skąd polecieliśmy do Yogyakarty. Tu na swój pobyt wybraliśmy Hotel D’omah Yogya.
I to był bardzo dobry wybór. Hotel jest trochę na uboczu ale jest bardzo wygodny, personel jest miły, śniadania pyszne a masaż rewelacyjny. Jedyny minus to bliskie położenie meczetu, z którego słychać było głos muezina i to nie tylko w godzinach modlitw. Na szczęście hotel zapewnił gościom zatyczki do uszu 🙂
W związku z tym, iż dopiero na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane wizyty w świątyniach Borobudur i Prambanan, po zameldowaniu się od razu popędziliśmy „w miasto”. Yogyakarta nazywana duszą Jawy, jest to bowiem kulturalne i artystyczne centrum wyspy. Z jednej strony widać tu silne wpływy tradycyjnego podejścia do życia, które toczy się tu swoim wolnym tempem, z drugiej zaś strony przy głównej ulicy toczy się życie typowe dla metropolii, pełne restauracji, kafejek, hałasu i ulicznych korków.
I to właśnie ten wszechobecny hałas spowodował, że po całym dniu zwiedzania byliśmy totalnie wykończeni i przypomniał nam się Bangkok. Ale zanim do tego doszło, spacerując po mieście bez planu, udało nam się zobaczyć kilka fajnych miejsc, choć nie zawsze czuliśmy się w 100% bezpiecznie. Jak wtedy, gdy szukając restauracji trafiliśmy do bardzo biednej części miasta. Gdy zeszliśmy już ładnych kilka kilometrów przyszedł czas na posiłek. Udaliśmy się do polecanej The House of Raminten.
Jest to miejsce z niesamowitym wystrojem nawiązującym do historii Jawy i przepysznym jedzeniem. Jedynym minusem są ogromne kolejki do zajęcia stolika. A właściwie nie jest to taka typowa kolejka, tylko po poproszeniu o stolik zostaliśmy skierowani do „poczekalni”, gdzie na plastikowych krzesełkach grzecznie czekaliśmy na naszą kolej. Niezły folklor ale wart tego, co potem wylądowało na naszych talerzach. Po napełnieniu brzuchów udaliśmy się na przedstawienie do Purawista.
Do wyboru jest opcja z kolacją, lub bez. My oczywiście byliśmy świeżo po posiłku więc kupiliśmy bilet na sam spektakl. Do tego otrzymaliśmy butelkę wody i zasiedliśmy na widowni. Sama muzyka i tańce na scenie zrobiły na nas wrażenie i opowiadały historię zaczerpniętą z Ramayany. Fabuła spektaklu była skomplikowana jak w wenezuelskiej telenoweli. Pomimo tego, iż otrzymaliśmy opis spektaklu z podziałem na sceny, nie mogliśmy nadążyć za akcją i nie bardzo wiedzieliśmy o czym była mowa 🙂
Po wieczorze kulturalnym wróciliśmy do hotelu, gdzie następnego dnia rano mieliśmy zamówiony masaż. Po śniadaniu przyjechał po nas kierowca i pojechaliśmy w stronę świątyni Borobudur. To jedna z największych buddyjskich świątyń na świecie, która w 1999 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Borobudur ze swoimi charakterystycznymi kamiennymi dzwonami i posągami buddy robi niesamowite wrażenie, szczególnie na tle wschodzącego lub zachodzącego słońca. Płaskorzeźby zdobiące budowlę są misternie wykonane i przedstawiają m.in. sceny z życia Buddy.
Niestety nie dane nam było poznawanie świątyni w spokoju, gdyż staliśmy się atrakcją dla tutejszych uczniów. Koniecznie chcieli zrobić sobie z nami zdjęcie. Okazało się również, że ich szkolnym zadaniem było zagadywanie turystów i zadawanie im kilku pytań w języku angielskim. Było to dość męczące ale nie daliśmy po sobie tego poznać, z cierpliwością pozowaliśmy do zdjęć i staraliśmy się konwersować po angielsku 🙂
Następnie przyszedł czas na świątynie Prambanan. To hinduistyczny zespół świątynny, który tak jak Borobudur w 1991 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Ten kompleks pierwotnie zawierał ponad 200 świątyń. Niestety trzęsienia ziemi dokonały dużych zniszczeń. Na szczęście spora część została odbudowana i powoli miejsce to odzyskuje dawną świetność.
Nie podejmujemy się rozstrzygnięcia, które świątynie są piękniejsze, Borobudur czy Prambanan. Uważamy, że obie koniecznie trzeba zobaczyć.
Tego dnia zostało nam jeszcze trochę czasu więc postanowiliśmy zobaczyć jedną z atrakcji Yogyakarty tj. pałac sułtański Kraton. Pałacowy kompleks to przykład jawajskiej architektury wzbogaconej o wpływy europejskie, szczególnie holenderskie. Na nas nie zrobił specjalnego wrażenia, ale to pewnie wina kolejności zwiedzania. Gdybyśmy najpierw obejrzeli Kraton, a następnie świątynie Borobudur i Prambanan może mielibyśmy inne odczucia.
Następnego dnia udaliśmy się na kilka dni na Bali aby zamieszkać wśród tarasów ryżowych w Sideman. Już wkrótce relacja z pobytu na tej wyspie.
Po krótkiej wizycie na Bali przyszedł czas aby wrócić na Jawę gdzie mieliśmy zaplanowany trekking na wulkan Ijen. Na Ijen nie można wejść samemu, konieczna jest „opieka” przewodnika. Raczej nie ze względu na trudności czy obawę zagubienia się ale chęć zarobku. Nam wycieczkę zorganizował hotel, w którym spędziliśmy 2 kolejne noce tj. Ketapang Indiah Resort.
Na wulkan Ijen najlepiej udać się wcześnie rano a właściwie w nocy, aby zobaczyć krater ziejący niebieskimi płomieniami z wydobywanej tam siarki. My wstaliśmy o 1.30 w nocy i wraz z naszym przewodnikiem udaliśmy się na miejsce, skąd rusza się na wulkan. Kompleks ten składa się z wielu kraterów, wśród których znajduje się ten z kwaśnym jeziorem w kolorze turkusu. Udało nam się dotrzeć przed wschodem słońca i zobaczyć płomienie, a następnie cudowne widowisko jakie zaprezentowało nam wschodzące słońce.
Na szczycie krateru spotkać można ludzi, którzy dźwigają kosze z bryłami siarki lub akurat odpoczywają po ciężkiej pracy. W drugą stronę podążają tragarze ciągnący na wózkach leniwych turystów 🙁
Teraz pozostało tylko zejście na dół i powrót do hotelu. Po śniadaniu zalegliśmy na cały dzień nad basenem, odpoczywając.