Europa,  Włochy

Matera i Apulia mniej turystyczna

Ponownie zawitaliśmy do włoskiego regionu Apulia. Poprzednio byliśmy tu dokładnie 5 lat temu. Niestety nie zobaczyliśmy wszystkiego, co mieliśmy w planie bo dopadła nas zima stulecia 🤣🤣. Kupa śniegu, zaspy i korki na drodze. Udało nam się wtedy odwiedzić Bari, Polignano al Mare, Monopoli, Locorotondo, Ostuni, Arbelobello (spaliśmy w trullo) i Martina Franca. Więcej przeczytasz tutaj.

Na lotnisku w Warszawie zrobiliśmy test antygenowy ważny we Włoszech 24h. Po otrzymaniu negatywnego wyniku, czekając na odprawę, zarezerwowaliśmy pierwszy nocleg w Altamura (polecamy B&B Chicchinella w starej części miasta) i samochód na 4 dni. Koszt za auto w Sicily by car to ok. 330 zł. z pełnym ubezpieczeniem, w tym udziału własnego. Auto znaleźliśmy przez  wyszukiwarkę discovercars.com.  Z lotniska jedzie się do Altamura ok. 40 min. i na miejsce zajechaliśmy ok. 21.30. Ogarnął nas smuteczek bo wszystko w okolicy było zamknięte i poszliśmy głodni spać, a taką mieliśmy ochotę na włoskie żarełko. Nie wiemy czy mało jest tu czynnych restauracji bo było późno czy ze względu na porę roku. Raczej to drugie, w końcu Włosi późno jedzą kolację.

Nasza trasa wyglądała następująco: AltamuraGravina in PugliaMateraTarantoOtrantoLecceCisternino

Altamura

Naszą wizytę w Apulii zaczynamy od Altamura. Jest to urocze miasteczko pełne wąskich uliczek i ślepych zaułków (claustri), w których warto się zagubić. Miasteczko ma długą historię, nawet jak na Italię. Pierwsza osada powstała tu w V wieku pne. Później, po splądrowaniu przez Saracenów, miasto zostało opuszczone. Odbudowane zostało w XIIIw. przez Greków i otoczone wysokimi murami, stąd jego nazwa. Najważniejszym budynkiem miasta jest katedra Santa Maria Assunta z pięknie zdobionym portalem. Największym skarbem Altamura jest chleb w kształcie serca, który jest tu wypiekany od średniowiecza w tradycyjny sposób w małych piekarniach, w starych, bardzo głębokich i opalanych węglem piecach. Chleb wkłada się do pieca na bardzo długiej łopacie, trzeba uważać, gdy piekarz wyjmuje gorące wypieki bo można oberwać kijem od łopaty😉. Trwa zaciekła rywalizacja z pobliską Materą o miano najlepszego chleba. W tych samych piekarniach, gdzie wypiekają chleb, możecie kupić focaccie, podobno najlepszą w całej Pulii. Najstarsze piekarnie to Antico Forno Santa Chiara, działająca od 1423 roku i trochę młodsza Forno Antico Santa Caterina. My w tej pierwszej zjedliśmy focaccie, a w drugiej pyszny, gorący chleb.

Gravina in Puglia

Z Altamura pojechaliśmy do Gravina in Puglia, potocznie zwanej małą Materą, ponieważ też leży nad wąwozem i tu również znajdziecie jaskinie. Najbardziej niezwykłym punktem miasteczka jest most Ponte Aquedotto, który przecina wąwóz. Po drugiej stronie wąwozu znajdziecie jaskinie, w których kiedyś mieszkali mnisi. I to właśnie stąd właśnie rozpościera się najpiękniejszy widok na miasto. Inny punkt widokowy, który warto zobaczyć znajduje się blisko katedry, widać stamtąd most i jaskinie po drugiej stronie wąwozu. Gravina nie jest zbyt popularnym miasteczkiem ale to może się zmienić bo pojawiła się razem z bardziej znaną Materą w ostatnim filmie o Bondzie „Nie czas umierać”. Dzień przed wyjazdem specjalnie obejrzeliśmy Bonda, choć Kasia nie lubi tej serii filmów, aby potem móc porównać rzeczywistość z tym, co zobaczyliśmy na ekranie.

Matera

Ostatni przystanek tego dnia to Matera, która nie leży w Apulii tylko należy do regionu Basilicata. Podczas naszego pobytu było to istotne, bo Apulia została zakwalifikowana do strefy białej, gdzie nie obowiązują maseczki na dworze (chyba, że nie można zachować dystansu), natomiast w Materze maseczki na zewnątrz były obowiązkowe. Poza tym podobno mieszkańcy strasznie się denerwują jak ktoś mówi, że Matera jest w Apulii😁.  Zaczęliśmy od punktu widokowego po drugiej stronie wąwozu, skąd rozpościera się niesamowita panorama miasta. Można tam dotrzeć samochodem, okrężną drogą albo zrobić sobie mały trekking z miasta schodząc na dno wąwozu i pokonując rzekę tybetańskim mostem.

Matera to jedno z najstarszych miast na świecie. I jedno z niewielu miast jaskiniowych. Pierwsze jaskinie wykuto tu w epoce kamienia łupanego. Jaskinie postawały w miękkich zboczach wąwozu. Tak powstała dzielnica zwana Sassi Caveoso. Gdy zabrakło miejsca zaczęto drążyć jaskinie z drugiej strony tworząc Sassi Barisano. Jaskiniowe domy mają dobudowane kamienne fasady i z zewnątrz czasami wyglądają jak zwykłe domy. W Sassi Barisano te kamienne części są bardziej rozbudowane, dopiero w środku widać, że częściowo to jest jaskinia. My właśnie w takiej jaskini o nazwie Cave Rooms Sassi spędziliśmy noc. Było to ciekawe przeżycie, choć bawi nas jak czytamy, że ktoś chce spędzić noc w takiej „jaskini” aby poczuć się jak ludzie w latach 50tych. Niby jak, skoro te miejsca mają teraz wc, prąd, wodę i ogrzewanie 😊. Na pewno warto spędzić tu co najmniej jedną noc aby móc podziwiać miasteczko również wieczorową porą. Pięknie oświetlona robi niesamowite wrażenie.

Jaskinie były zamieszkane do lat 50tych XXw. Mieszkali w nich biedni rolnicy, gnieżdżąc się całymi rodzinami, razem ze zwierzętami w niewielkich pomieszczeniach. Warunki w jaskiniach były straszne, były problemy z dostępem do wody, panoszyły się choroby, umierało co drugie dziecko. Więcej o warunkach życia w jaskiniach możecie przeczytać we wpisie na blogu Italia by Natalia . Dopiero w latach 50tych mieszkańcy jaskiń zostali przesiedleni do nowych bloków. Jaskinie pozostawały opuszczone do lat 80tych, kiedy to władze rozpoczęły proces rewitalizacji. Można było za symboliczne kwoty wydzierżawić jaskinie, w zamian za wyremontowanie ich i przystosowanie do cywilizowanych warunków. Dzisiaj w jaskiniach znajdują się hotele, sklepiki i restauracje, a kilka jaskiń zostało zamienionych na muzea.

Byliśmy we Włoszech wiele razy i widzieliśmy mnóstwo pięknych miasteczek ale Matera zrobiła na nas ogromne wrażenie. Nigdy nie widzieliśmy nic podobnego. Warto zagubić się w krętych uliczkach Sassi, a po drodze znajdziecie wiele punktów widokowych i zrobicie milion cudnych zdjęć. Matera zapisała się też w popkulturze, to tu swoją Pasję nakręcił Mel Gibson, a ostatnio, jak już wspomnieliśmy, miasteczko pojawiło się w nowym Bondzie. 

Taranto

Kolejne miasto, które odwiedziliśmy to Taranto nad morzem Jońskim. Zanim dojechaliśmy na miejsce naszego noclegu, skoczyliśmy do fast food’u Vistamare na smażoną ośmiornicę z frytkami. Polecamy to miejsce na szybką przekąskę bo było naprawdę smaczne. Na nocleg wybraliśmy Don Alfredo. Duży apartament blisko portu, a w kuchni produkty aby zrobić sobie śniadanie na słodko. Tarent został założony przez Spartan 700 lat przed naszą erą i był ważnym miastem starożytnej Grecji. Najstarsza część miasta znajduje się na wysepce oddzielającej zatokę Mare Piccolo od morza. Starówka przypomina trochę Hawanę z nadmorską promenadą i rozpadającymi się kamienicami. To absolutnie nasze klimaty 😊.

Miasto ma swój urok, przyjemnie chodzi się po wąskich uliczkach, gdzie można znaleźć dużo street art’u. Jednak niektóre zaułki robią przygnębiające wrażenie, gdzie opuszczone domy trzymają się tylko na rusztowaniach. W mieście jest sporo zabytków, znajdziecie tam resztki greckiej świątyni, katedrę z X wieku czy Castello Aragonese, imponującą fortecę strzegącą portu. Uwagę przykuwa też swoim ogromem Palazzo del Governo.

Wieczorem zaczęliśmy poszukiwania otwartej restauracji. Niestety nie było to łatwe, bo większość miejsc polecanych w internecie było po prostu zamkniętych. Przez przypadek trafiliśmy do Locanda San Giuseppe i to był strzał w dziesiątkę bo jedzenie było pyszne. Na przystawkę zamówiliśmy smażone mule i mule w sosie własnym, a na danie główne pieczona ośmiornicę i spaghetti z vongolami. A do tego, oczywiście, po kieliszku białego wina.

Otranto

Znad morza Jońskiego zrobiliśmy szybki skok nad Adriatyk do Otranto. Jest to niewielkie miasteczko z ładną starówką, zamkiem i bogatą historią, czyli taki Włoski standard. Najstarsza część jest otoczona murami, można ją obejść w niecałą godzinę, zwłaszcza w styczniu, gdy miasteczko jest puste. Warto wejść na Torre Matta, skąd jest dobry widok na miasto i port. Błądząc po uliczkach znajdziecie też Duomo, które ma ciekawą mozaikową posadzkę. My niestety nie widzieliśmy bo było zamknięte.

Największe wrażenie zrobiło na nas klifowe wybrzeże w okolicach Otranto. Jest wiele punktów, które warto zobaczyć. My byliśmy przy zatoczce Grota della Monaca, przy samotnej skale Scoglio di Sapunero i przy plaży Baia Mulino dAqua. Dalej pojechaliśmy do Roca Vecchia żeby zobaczyć Grotta della Poesia czyli basen wydrążony przez morze w skałach.

Lecce

Ostatni dzień w Apulii rozpoczęliśmy w Lecce. Miasto jest nazywane Florencją południa ze względu na piękną barokową architekturę. Znajduje się tu wiele pięknie zdobionych pałaców i kamienic. Największe wrażenie robią bogate zdobienia katedry Lecce, a przede wszystkim bazyliki Santa Croce. O długiej historii miasta świadczą ruiny rzymskiego amfiteatru na placu Sant Oronzo i mniejszy teatr Rzymski, ukryty w centrum między budynkami. Amfiteatr został odkryty przypadkiem podczas prac budowlanych, odsłonięta jest tylko część, ponieważ reszta znajduje się pod budynkami. Amfiteatr pochodzi z I w.ne i podobno mógł pomieścić nawet 25 tys. widzów. Innym ciekawym miejscem jest Piazza Duomo, plac jest z trzech stron otoczony budynkami katedry, pałacu biskupów i seminarium. W czasie naszej wizyty na środku placu stała ogromna szopka. Na nas największe wrażenie zrobiła bogato zdobiona fasada bazyliki Santa Croce. Jej budowa trwała ponad 150 lat, zbudowano ją na miejscu domów żydów wypędzonych z Lecce w XVIw.

Na kawę, śniadanie lub drinka warto udać się do kawiarni Caffe Rudiae znajdującej tuż przy Porta Rudiae (wejście na starówkę). Posiada ona bardzo oryginalny wystrój. Oj dużo się tam dzieje 🙂 Są pluszowe misie, skuter, semafor, zegary i inne takie.

Cisternino

Z Lecce pojechaliśmy do Cisternino. To niewielkie miasteczko leżące między Ostuni i Locorotondo, po drodze mijaliśmy wiele okrągłych domków trulli ze stożkowymi dachami. Cisternino jest mniej popularne od sąsiednich miasteczek ale równie ładne. Można się zgubić w labiryncie wąskich, krętych, białych uliczek i ślepych zaułków. Świąteczne dekoracje dodawały jeszcze uroku. 

W Apulii byliśmy od 5 do 8 stycznia 2022 roku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.