Rykowisko nad Biebrzą
Naprawdę musimy lubić to miejsce skoro jesteśmy tu trzeci raz w ciągu 9 miesięcy. Mamy na myśli Biebrzański Park Narodowy i nasze miejsce noclegowe My Biebrza. Te dwa studia zostały przerobione ze starej stodoły na „końcu świata”, z dala od drogi oraz sąsiadów i prowadzone są przez sympatycznych właścicieli. Przy domu kręcą się urocze psiaki, a czasami podchodzą też łosie. W pobliskim lesie można spotkać sarenki. Pierwszy raz byliśmy tu zimą (dokładnie luty 2020r) i mogliśmy spod domu obserwować łosie. Trafiliśmy akurat na super zimę z mega dużą ilością śniegu, gdzie w ciągu dnia była temperatura -15 do -20 stopni, a o świcie nawet -25 stopni. Drugim razem udaliśmy się tam na wiosnę i byliśmy wtedy na bagnach i łosiowym safari o świcie. Tym razem przywiodło nas tu rykowisko.
Rykowisko to okres godowy jeleni i odbywa się w okolicach drugiej połowy września i trwa cztery tygodnie. Ryku jeleni najlepiej słuchać po zachodzie słońca, a kończą się przed świtem. Nam wydawany przez jelenie dźwięk przypominał momentami bardzo głośne bekanie 😊. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i mieć trochę szczęścia aby również zobaczyć ten spektakl, nie tylko usłyszeć. Nam niestety udało się tylko dźwiękowo doświadczyć tego zdarzenia ale i to wystarczyło abyśmy mieli mega radochę.
Ale zanim udaliśmy się na rykowisko, to w sobotę mieliśmy czas wolny i pojechaliśmy do Nowego Lipska, skąd zaczyna się ścieżka edukacyjna do Szuszalewa. Ścieżka prowadzi w poprzek doliny Biebrzy drewnianą kładką. Przez podmokłe łąki i torfowiska dochodzi do rzeki, przez którą można przeprawić się pływającym pomostem. Wystarczy tylko trochę pary w rękach aby za pomocą metalowej liny przeciągnąć tratwę na drugą stronę. Po drodze jest platforma widokowa i czatownia, z których można podziwiać przyrodę. Latem przy ścieżce można znaleźć rosiczki.
Dalej pojechaliśmy do wsi Mścichy na Biały Grąd, gdzie znajduje się wieża widokowa tuż przy Biebrzy. Przy rzece można rozbić namiot, jest to dobre miejsce na przystanek w czasie wyprawy kajakowej. Po drodze mieliśmy małą przepychankę z krowami, które zagrodziły nam drogę i zachowywały się dość agresywnie. W pewnym momencie zaczęliśmy mieć obawy, że uszkodzą nam samochód. Zaczęliśmy sobie wyobrażać zgłoszenie szkody i dostaliśmy ataku śmiechu. Na szczęście krowy poszły dalej, a samochód pozostał nienaruszony. Następnie udaliśmy się na obiad, o czym piszemy w dalszej części postu. Na koniec dnia pojechaliśmy jeszcze na most w Goniądzu żeby obserwować zachód słońca i klucze żurawi wracające na noc na rozlewiska.
Kolejnego dnia wstaliśmy na długo przed świtem i pojechaliśmy na rykowisko. Tym razem mieliśmy przewodnika z Watahy Wschód, który zaprowadził nas do uroczyska Dębiec nad rzeką Ełk, gdzie jeszcze do lat 70tych mieszkali ludzie. Mieszkała tam jedna rodzina, na wiosnę gdy łąki były zalane wodą gospodarstwo było odcięte od świata i można było tam dostać się tylko łodzią. Dziś stoi tam wieża widokowa, świetny punkt do podglądania przyrody. Nie dane nam było zobaczyć jelenia ale słyszeliśmy je z oddali. Ryk jelenia potrafi się nieść nawet kilka kilometrów. Samo poruszanie się po zamglonych łąkach o świcie robi niesamowite wrażenie. Udało nam się za to zobaczyć łosia i kilka sarenek. Chociaż było zimno bo rano był mróz, to wyprawa nam się podobała. Na pewno jeszcze nie raz wrócimy nad Biebrzę.
Jedzenie nad Biebrzą
W trakcie naszego pierwszego i drugiego pobytu stołowaliśmy się w Oberży Nad Biebrzą. Za pierwszym razem byliśmy bardzo zadowoleni, niestety nasza kolejna wizyta, to już inna para kaloszy. Najgorzej trafiła Kasia, która dostała na wpół surowe placki ziemniaczane. Zniechęceni poziomem jedzenia zostaliśmy zmuszeni aby poszukać czegoś innego, co jak się okazało nie było takie łatwe i nie zakończyło się sukcesem.
W planie był Dwór Dobarz ale odbywała się tam impreza i niestety było zamknięte. Zjedliśmy więc w Dworze Bartla i to był nasz pierwszy i ostatni raz. Pomijając kwestię wystroju (wypchane zwierzęta m.in. wilki i ptaki oraz lampy w kształcie zwisających z sufitu ludzi), to jedzenie było takie sobie, a na dodatek na samą tylko zupę czekaliśmy 40min. Robert zamówił żurek i kartacze z mięsem, a Kasia zupę rybna i pierogi ze szczupakiem. Szału nie było, a na deser wjechał lekko zeschnięty kołacz. Tu sprawę, przed totalną kompromitacją, uratował sos malinowy.
Trzecia restauracja, do której się udaliśmy to Dom Piotra. Niestety i ta była zamknięta w ten weekend. Ostatecznie zajechaliśmy do Dwór Dobarz przy Carskiej Drodze ale wyszliśmy jak się okazało, że z opcji wege mają tylko rybę. Next time bierzemy swój prowiant.
Na rykowisku byliśmy w dniach 9-10 październik 2021 roku.