Europa,  Polska

Beskid Sądecki jesienią

W tym roku chyba więcej razy byliśmy w górach niż przez większość naszego życia 😊. Zdecydowanie nadrabiamy stracony czas, a nasz kolejny górski wypad to Beskid Sądecki. Miejsce na kolejne tripy wybieramy głownie z myślą o dorzuceniu kolejnego szczytu do Korony Gór Polskich i tym razem naszym celem była Radziejowa 1262 m n.p.m. Nocleg mieliśmy zarezerwowany w schronisku na Przehybie i to miał być nasz pierwszy wspólny nocleg w schronisku. Robert w kawalerskich czasach spędzał noce w schroniskach, ale dla Kasi miał to być pierwszy raz.

Ruszyliśmy czerwonym szlakiem z Rytra. Zaczęliśmy przy stacji kolejowej, po minięciu ostatnich zabudowań szliśmy przez łąki, gdzie zaczęły się widoki na dolinę Popradu i pasmo Jaworzyny. Po drodze spotkaliśmy bardzo miłą starszą panią, która mieszka w domu przy szlaku razem z kilkoma psami i kotami. Porozmawialiśmy chwilę o turystach mijających jej dom każdego dnia i ruszyli dalej. W końcu doszliśmy do Chaty Kordowiec, która jeszcze do niedawna była prywatnym schroniskiem, obecnie podobno już nie (przynajmniej takie informacje znaleźliśmy w internecie). Sam budynek to dawna szkoła przeniesiona z położonej wyżej Niemcowej. Na samej polanie Niemcowej znajduje się tylko jedno gospodarstwo, a na jej końcu tablica upamiętniająca szkołę zwaną „Szkołą pod obłokami”, od książki Marii Kownackiej, która o niej pisała, i nauczycieli, którzy tam uczyli. Na polanie Niemcowej zrobiliśmy sobie przerwę na małe co nie co, a towarzyszyły nam w tym piękne widoki. Dalej ruszyliśmy przez Międzyradziejówki w kierunku Wielkiego Rogacza, jednego ze szczytów pasma Radziejowej. Tu zaczęły się w końcu widoki na Pieniny i Tatry, niestety zaczęło się chmurzyć więc widoczność nie była zbyt dobra. W końcu po krótkim ale stromym podejściu zdobyliśmy szczyt Radziejowej. Akurat jak weszliśmy na niedawno odnowioną wieżę widokową, to przyszła chmura i zasłoniła cały widok 😊. Z Radziejowej poszliśmy dalej przez Złomisty Wierch i doszliśmy do schroniska na Przehybie. Po drodze mieliśmy piękny widok na góry w kolorach jesieni, niczym czekoladowe wzgórza na filipińskiej wyspie Bohol. 

Po dotarciu do schroniska, zameldowaliśmy się, porzuciliśmy rzeczy w pokoju i udaliśmy się na stołówkę celem konsumpcji. To był ostatni dzień, kiedy mogliśmy zjeść posiłek na sali, od następnego dnia wprowadzono nakaz zamknięcia restauracji i została tylko opcja na wynos. Ze względu na obostrzenia spowodowane COVID-19, niezależnie od rodzaju pokoju cena była taka sama dla każdego tj. 60,00 zł. za osobę i w tym była już opłata za obowiązkową pościel (nie można było spać we własnym śpiworze). Kolejną zauważalną różnicą było to, że w schronisku było raptem parę osób. Poza nami noc spędziła tam jeszcze jedna para i trzech chłopaków. Chyba z tego wzglądu, że było nas mało, my dostaliśmy dwuosobowy pokój z łazienką. Taka wersja schroniska de lux 😊. Samo schronisko nie ma jakiegoś specjalnego klimatu jak np. Chatka Górzystówa w górach Izerskich, ale za to widok z pokoju mieliśmy boski.

Następnego dnia zjedliśmy w pokoju jajecznicę i ruszyliśmy w drogę powrotną do Rytra. Poszliśmy szlakiem niebieskim, a po drodze towarzyszyły nam super widoki na pomalowane jesienią zbocza masywu Radziejowej. Szlak prowadzi przez Wietrzne Dziury, jest to jeden ze szczytów pasma Radziejowej, pod którym znajdują się charakterystyczne zapadliska skalne. Dalej poszliśmy żółtym szlakiem, minęliśmy po drodze bunkier z czasów II wojny światowej i krzyż Wiktora. Rozciągają się stamtąd ładne widoki na dolinę Popradu i pasmo Jaworzyny z ruinami zamku górującymi nad Rytrem. 

W związku z tym, że po zejściu z gór zostało nam jeszcze trochę czasu do zmroku, postanowiliśmy przejechać się doliną Popradu. Pojechaliśmy do  Łopaty Polskiej, która znajduje się w zakolu rzeki Poprad i jest częścią uzdrowiska Żegiestów-Zdrój. Uzdrowisko w tym miejscu powstało w latach 20tych XX wieku i działa do dzisiaj. Kręta droga wzdłuż Popradu jest urokliwa, a rdzawo-brązowe wzgórza dodają jeszcze więcej wrażeń estetycznych. 

Ostatniego dnia w Beskidzie Sądeckim ruszyliśmy niebieskim szlakiem z Łomnicy Zdrój na Halę Łabowską. Poranne mgły dodawały uroku, chociaż początkowo całkiem zasłaniały widok. Na początku szliśmy leśną drogą ale po przejściu strumienia zaczęło się strome podejście, które dało nam się trochę we znaki. Jednak warto było się pomęczyć bo jak już wdrapaliśmy się na górę, to idąc zboczem co chwilę mijaliśmy niewielkie łąki z cudownymi widokami. Na jednej z hal stoją pozostałości starego gospodarstwa, widać stamtąd pasmo Radziejowej, a nawet Tatry. W końcu doszliśmy do schroniska na Hali Łabowskiej, skąd jest dobry widok na Beskid Niski. Znajdują się tu również tablice pamiątkowe poświęcone działalności partyzanckiej z czasów II wojny światowej w tym regionie.  Po krótkim odpoczynku, któremu towarzyszyła ciepła herbata na wynos zakupiona w schronisku, ruszyliśmy w drogę powrotną, tym razem żółtym szlakiem. Jest on łatwy i zimą wytyczona jest tam trasa narciarska, prowadzi grzbietem górskim przez szczyty Wargulszańskie Góry i Łaziska. Po drodze Robert zboczył ze szlaku żeby zobaczyć Studnię Grzybiarzy czyli jaskinię  pseudokrasową, która wygląda jak… dziura w ziemi. Żeby dojść do parkingu, na którym zostawiliśmy samochód, musieliśmy zejść ze szlaku i iść leśną ścieżką, a następnie przez łąki (tak nas prowadziło maps.me). Zaczął padać deszcz i zrobiło się bardzo ślisko, co skończyło się kiepsko dla Roberta, który dwa razy zaliczył glebę. Na szczęście nic mu się nie stało i szczęśliwie dotarliśmy do parkingu. Posililiśmy się resztkami zimnej pizzy, którą poprzedniego dnia kupiliśmy na wynos i ruszyliśmy w  drogę powrotną do domu. Tradycją się stało, że w drodze powrotnej planujemy kolejny wypad w góry, to się chyba nazywa uzależnienie 😊.

W Beskidzie Sądeckim byliśmy od 23 do 25 października 2020 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.