Urocze Roztocze dla aktywnych
Od dłuższego czasu marzyło się nam aby zasmakować #vanlife☺. Odstraszały nas jednak wielkie, białe potwory i szukaliśmy czegoś bardziej w stylu wintydż🙈😅. Na stronie Slow Hop znaleźliśmy firmę Advanture, która ma dokładnie takie cudeńka, o jakie nam chodziło 😍. Nasz vanik o oryginalnym imieniu Lemmy to istny sztosik. Na trasie ludzie oglądali się za nami, a na parkingu podchodzili, zagadywali i chcieli zajrzeć do środka. W sumie nas to nie dziwi, spójrzcie sami.
Teraz tylko pozostało zdecydować się, w którą część Polski się udamy. Padło na Roztocze i to był super pomysł. Spodobała nam się ta wolność, jaką daje domek na kółkach. Nocowaliśmy na dziko, na parkingach tuż przy wejściu do parków (byliśmy pierwsi na szlaku 😜) i nad stawem. Dzięki temu, że to był jeszcze noł sizon, ludzi było mało 😊.
A teraz mały spojler, dla nas Roztocze to absolutny hit 🔥🔥. To miejsce przypadnie do gustu miłośnikom przyrody, pieszych i rowerowych wycieczek, drewnianej zabudowy i fanom kajaków 😊. My tym razem postawiliśmy na piesze zwiedzanie okolicy i trochę kilometrów zrobiliśmy 🙈. Już planujemy powrót w to cudowne miejsce aby tym razem pokonać szlaki rowerem i udać się na spływ kajakowy. Szlaków pieszych i rowerowych jest tu całe mnóstwo, aż ciężko się zdecydować 😅. Tylko pamiętajcie aby wcześniej ściągnąć sobie mapy bo szybkiego interneta tu za bardzo nie uświadczycie 😝(tylko w większych miasteczkach).
Po 6,5 godzinach nasz dzielny vanik dowiózł nas w końcu do Suśca, a dokładnie na dawną granicę zaborów rosyjskiego i austriackiego, gdzie zaczyna się szlak Szumów nad Tanwią. Cały szlak ma 17 km i prowadzi nie tylko nad Tanwią ale też nad rzeką Jeleń, aż do samego Suśca i z powrotem. My ze względu na późną porę skróciliśmy trasę do 11 km. Szumy to niewielkie skalne progi wodne i na długości kilku kilometrów jest ich kilkanaście. Po dojściu do ruin stanicy harcerskiej szlak oddala się od rzeki i prowadzi przez las. Kolejny ciekawy etap szlaku zaczyna się tam, gdzie rzeka Jeleń wpada do Tanwi. Jeleń płynie tam wśród bagien i rozlewisk. Jest to najładniejsze miejsce na szlaku. Dalej szlak prowadzi wzdłuż tej rzeki, na której też znajdują się szumy, a nawet niewielki wodospad. Wzdłuż rzeki można dość aż do Suśca. My nie doszliśmy do wioski, tylko ścieżką przez las wróciliśmy na parking.
Drugi dzień na Roztoczu rozpoczęliśmy od rezerwatu Czartowe Pole nad rzeką Sopot. Dlaczego akurat tam? Dlatego, że noc spędziliśmy w naszym mini kamperze na leśnym parkingu przy wejściu do rezerwatu. Sam szlak nie jest długi. Górną ścieżkę można sobie darować, lepiej przejść dołem po obu stronach rzeki. Jest ona bardzo urokliwa, w wielu miejscach przegradzają ją powalone pnie drzew. Na końcu ścieżki znajdują się ruiny starej papierni Zamojskich.
Następnie pojechaliśmy do Zwierzyńca i ruszyliśmy do Roztoczańskiego Parku Narodowego na szlak przez Bukową Górę, z której rozpościera się ładny widok na okolicę. Szlak na górę jest bardzo łatwy, to raczej dłuższy spacer niż trekking. Po drodze mija się kamienny pomnik poświęcony poległym w czasie wojny leśnikom. Dalej poszliśmy przez wieś Sochy, czerwonym szlakiem krawędziowym do wioski Florianka, gdzie znajduje się hodowla Koników Polskich i owiec Uhruskich. Szlak wiódł nas przez puszczę pełną imponujących starych drzew, jedno nawet nieopodal nas zwaliło się na ziemię, niezły dreszczyk emocji😊. Niestety we Floriance spotkaliśmy tylko owce, a koniki znaleźliśmy dopiero przy stawach Echo. Odpoczęliśmy trochę przy dawnej leśniczówce we Floriance, w której dziś znajduje się Izba Leśna, gdzie organizowane są różne wystawy (niestety nie udało nam się wejść do środka bo poza sezonem jest czynna tylko w weekendy).
W drogę powrotną ruszyliśmy tym razem szlakiem rowerowym. Wiedzie on wzdłuż rzeki Świerszcz, jednak żeby ją zobaczyć trzeba wejść w głąb lasu, a naprawdę warto. Rzeka Świerszcz przepływa przez niewielki Czarny Staw, a dalej zasila w wodę stawy Echo. Stawów jest kilka, niektóre są prawie wyschnięte ale w stawie, nad którym jest plaża było sporo wody. Widoki są tak ładne, że postanowiliśmy następną noc spędzić na parkingu przy stawie.
Na obiad pojechaliśmy do Zagrody Guciów aby spróbować lokalnej kuchni ale nie polecamy tego miejsca. Jak dla nas jest totalnie przereklamowane, jedzenie jest bez smaku, a co gorsze, zaserwowali nam ciepłe piwo. Po obiedzie udało nam się odpalić na chwilę drona na rzeką Wieprz ale wiatr przerwał nam zabawę. Musieliśmy szybko ściągać go na ziemię bo tak nim majtało, że istniała realna szansa na to, że dron zakończy żywot w wodzie lub na polu.
Ostatni dzień naszego pobytu na Roztoczu nie zapowiadał się zbyt dobrze. Od rana padało i nie raczej nie był szansy na zmiany. Postanowiliśmy udać się na krótki spacer po Zamościu, a nóż widelec tam będzie słoneczko 🙈😅. Niestety tam też padało (zonk🤔😂😂). Stwierdziliśmy, że skoro tu jesteśmy, to zajrzymy chociaż na starówkę. No fakt, ładne to miasteczko ale samochody w okolicach rynku oraz brzydkie parasole w ogródkach restauracyjnych, które zasłaniają połowę kamienic, psują urok. Oczywiście rozumiemy, że prawa handlu i mieszkańców… ale to naprawdę kiepsko wygląda. Postanowiliśmy więc udać się w zakamarki ulic i zaglądać za bramy oraz w ukryte podwórka. Miało to zdecydowanie więcej uroku niż sam rynek z parasolami reklamującymi browary.
Wstępując do piekarni po tradycyjnego cebularza natknęliśmy się na wystawę starych fotografii, która mieści się w korytarzu prowadzącym do piekarni. Były tam fotografie przedstawiające zwykłe życie mieszkańców tj. ślubu, chrzciny, pogrzeby i spotkania rodzinne.
Z Zamościa pojechaliśmy do Górecka Kościelnego, żeby przejść szlakiem po rezerwacie rzeki Szum. Zaparkowaliśmy pod pięknym modrzewiowym kościołem z 1768 roku. Wcześniejszy kościół, który tu stał, spalili Szwedzi w trakcie potopu.
Pomimo tego, że cały czas padał deszcz postanowiliśmy ruszyć na szlak. W końcu nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednio ubrani ludzie. Przywdzialiśmy kurtki przeciwdeszczowe i poszliśmy aleją starych dębów, gdzie najstarszy ma ponad 900 lat, do kapliczki na rzeczce, obok której znajduje się studnia z cudowną wodą. Niestety kapliczka i studnia były zamknięte. Dalej poszliśmy szlakiem wzdłuż rzeki Szum aż do tamy, która tworzy niewielki ale bardzo ładny zalew. Po minięciu zalewu rozpoczyna się najciekawszy fragment szlaku. Rzeka płynie wśród wzniesień, w kilku miejscach przecinają ją niewielkie progi, a czasami zwalone pnie. Naprawdę bardzo nam się tam podobało.
Na obiad udaliśmy się do polecanej restauracji rybnej „Chata rybaka”. Tu jedzenie było zdecydowanie smaczniejsze. Oboje zamówiliśmy pstrąga, Robert z migdałami a Kasia wędzonego, i to był strzał w dziesiątkę. Niestety nic dobrego nie możemy napisać o obsłudze. Ledwo pięć stolików na krzyż zajęte, a oni nie ogarniali swojej roboty. Strach pomyśleć co się dzieje w sezonie. Po złożeniu zamówienia m.in. dwóch zup, pierwsze danie dostał tylko Robert, a Kasia na zupę się nie doczekała. Napoje wjechały późno, a do rachunku doliczono nam dodatkową porcję ryby, której nie zamawialiśmy. Oczywiście zorientowaliśmy się i poprosiliśmy o korektę. W między czasie słyszeliśmy, że inni goście też mieli problemy, bo dostali nie to, co zamówili. Wieczór spędziliśmy w vanie, oglądając Netflixa, a rano po śniadanku ruszyliśmy na spokojnie do domu. Nasz Lemmy rozpędza się do max. 80-90 km. na godzinę, więc warto wziąć pod uwagę, że to podróż w stylu slow. My staraliśmy się jechać bocznymi drogami bo ekspresówek Lemmy nie lubi😊
Na Roztoczu byliśmy od 28 do 31 maja 2020 roku.