Europa,  Polska

Nad Biebrzą czyli co łączy bagna, łosie i murale?

Pierwszy raz nad Biebrzą byliśmy w lutym 2021, o czym możecie przeczytać tutaj i wyjeżdżając stamtąd wiedzieliśmy, że chcemy wrócić wiosną aby pochodzić po bagnach, pooglądać rozlewiska i znowu „zapolować” z aparatem na łosie. Okazja nadarzyła się dość szybko i ponownie ruszyliśmy do Biebrzańskiego Parku Narodowego, ale tym razem nie sami, a w zacnym towarzystwie @bochciectomoc. Oczywiście żadni z nas znawcy tematu bagien i zwierząt więc musieliśmy coś wymyśleć aby ten wyjazd nie okazał się lekką porażką.

Pierwszego dnia udaliśmy się na bagna. Jesteśmy przeciwnikami zorganizowanych wycieczek z przewodnikiem ale tym razem wybraliśmy prywatny tour tylko dla naszej grupy i to był extra pomysł. Koszt całościowy wycieczki, która trwała ok. 6h (wycieczka, wstęp do parku i wodery) to ok. 500 zł za 4 osoby. Dowiedzieliśmy się dużo ciekawych rzeczy o świecie zwierząt, choć wcześniej jakoś nas to za bardzo nie interesowało ale jak zobaczyliśmy m.in. jak można odróżnić odchody wilka alfa od wilka omega (wilk na najwyższym i najniższym szczeblu wilczej drabiny) lub te należące do lisa czy też łosia, wzbudziło to naszą ciekawość i całą drogę zarzucaliśmy naszego przewodnika pytaniami o życie lokalnej zwierzyny. Dodatkowo, przewodnik był naprawdę fajny i w zabawny sposób opowiadał nam o zwierzętach, zapewniono nam wodery, no i dzięki profesjonalnej opiece nie utonęliśmy ani nie zgubiliśmy się na bagnach 😁. No dobra, raczej byśmy tam nie utonęli, ale zgubić to byśmy się mogli na pewno (jak chcecie kontakt do przewodnika, to piszcie na prvt). Pierwotnie mieliśmy iść na Czerwone Bagna ale w związku z tym, że droga była totalnie zalana i musielibyśmy nadrobić samochodem jakieś 120 km., zmieniliśmy plan i wybraliśmy… najbardziej wymagającą trasę po bagnach. Wycieczka zaczęła się w miejscowości Gugny, gdzie zostawiliśmy nasze auto i podjechaliśmy jeszcze kawałek samochodem przewodnika (aby potem uniknąć robienia kilometrów po asfalcie) i poszliśmy w kierunku Barwika. Łącznie trasa miała ok. 10 km ale idąc bagnem czuje się każdy kilometr o wiele bardziej. Myśleliśmy, że w trakcie przeprawy będziemy mieli możliwość poobserwowania zwierzyny ale nie bardzo był czas na to, bo trzeba było się skupiać na tym aby nie zaryć twarzą w błotko 🤣🤣. Zaleca się pokonać tę trasę pod opieką licencjonowanego przewodnika po BPN. Odcinek ten oznakowany jest tyczkami, z powodu braku drzew i punktów charakterystycznych, dlatego też nie wszyscy turyści są w stanie odnaleźć w porę znaki na szlaku. Bardzo utrudnione jest też odnalezienie tyczek na odcinkach zakrzaczonych i porośniętych trzciną. Nie poleca się też tego szlaku osobom mającym problemy z orientacją w otwartym terenie.

Kiedy już wyszliśmy z bagienka umorusani po same pachi, to udaliśmy się na wieżę widokową na Grądziku Występ, licząc na łosie ale niestety nie tym razem 🙈. Ponoć najlepiej być przy wieży o wcześnie rano lub ok. godz. 18 bo wtedy jest większa szansa na zobaczenie łosi. Zjedliśmy więc małe co nie co, napiliśmy się gorącej herbaty i ruszyliśmy z powrotem. Na szczęście na kolejny dzień mieliśmy zaplanowane łosiowe safari o wschodzie słońca i tu liczyliśmy, że je w końcu spotkamy. Z informacji praktycznych, to warto zabrać ze sobą coś do picia i jedzenia, torby wodoodporne na sprzęt (na wypadek zaliczenia gleby vel błota) i ubrać się w coś nieprzemakalnego (a w zależności od pogody nieco cieplejszą warstwę + czapka) oraz coś, co nie będzie nam szkoda nieco poplamić błotkiem. W zależności od poziomu wody mogą być konieczne wodery, które pożyczyliśmy z firmy organizującej trip. Na niektórych trasach wystarczą kalosze i je też można było pożyczyć, jeśli ktoś nie ma własnych. No i koniecznie dobry kij do podpierania i mierzenia poziomu głębokości bagna ale o to zadbał nasz przewodnik. W niektórych miejscach bagno było na tyle głębokie, że wodery ledwo wystarczały i gdyby nie wskazówki przewodnika to na pewno nie jedno z nas by się w nim skąpało.

Drugiego dnia naszego pobytu w Biebrzańskim Parku Narodowym udaliśmy się o świcie w poszukiwaniu łosi. Żeby nie tracić rano czasu, zjedliśmy szybkie śniadanie, wzięliśmy gorącą herbatę w termosie i ruszyliśmy. Ponownie skorzystaliśmy z pomocy naszego przewodnika i to też był dobry pomysł bo udało nam się znaleźć ich kilka i to z mniejszego dystansu niż podczas naszego pobytu zimą. Ależ to były emocje, kiedy jadąc spokojnie samochodem po wiejskiej drodze nagle słyszymy komendę naszego przewodnika, że widzi je i mamy szybko i cicho wysiąść z samochodu (oczywiście nie trzaskając drzwiami 😊). Kiedy przewodnik rozkładał swoją wielką lunetę, my swoimi lornetkami zaczynaliśmy podglądać łosie. Potem w ruch szły aparaty fotograficzne. Czasami zdarzało się tak, że łosie po chwili znużone naszą obecnością oddalały się w stronę drzew i krzewów, ale były i takie sytuacje, gdy absolutnie nic nie robiły sobie z naszej obecności i spokojnie przeżuwały śniadanko.

Łosie nie są formalnie pod ochroną, ale od kilkunastu lat obowiązuje moratorium na ich odstrzał, więc nie wolno na nie polować. Można je spotkać nie tylko na bagnach – zimę zwierzęta te spędzają w sosnowych borach. Łoś to jeden z największych ssaków lądowych Europy. W BPN jest ich ok. 600, a na terenach graniczących z parkiem mniej więcej drugie tyle. Po II wojnie światowej ostało się ich tylko 10 i do opieki nad nimi powołano drużynę 14 osób zwanych łosiowymi, którzy mieli za zadanie dbać o nie, ale i obserwować ich życie i prowadzić skrupulatną dokumentację. Przy okazji tej wycieczki dowiedzieliśmy się sporo o łosiach ale nie tylko bo przewodnik opowiadał nam też o wilkach i rysiach mieszkających nad Biebrzą. Mieliśmy również możliwość obserwowania ptaków, widzieliśmy żurawie i dzikie gęsi ale też symbol parku czyli Bataliony oraz wiele innych ptaków.

Kiedy już napatrzeliśmy się na łosie, to skorzystaliśmy z sytuacji, że nasz przewodnik zna Króla Biebrzy i udaliśmy się do niego z wizytą. Krzysztof Kawenczyński to bardzo ekscentryczna i interesująca postać. Na początku lat 90tych przeprowadził się z Warszawy, kupił ziemie i zamieszkał pośrodku BPN, który wtedy jeszcze nim nie był (to miejsce stało się parkiem narodowym rok później). Ilu z nas marzy o tym aby rzucić wszystko i  zaszyć się, gdzieś w spokojnym miejscu. A skoro Bieszczady  robią  się coraz bardziej zatłoczone, to okolice Biebrzy wydają się być do tego idealne, przynajmniej dla nas. Poza tym, że na terenie razem z nim mieszkają psy w ilości kilkunastu sztuk, koniki polskie i czerwone krowy (to te, które łatwo pomylić z żubrem), to Pan Krzysztof wyszukuje i gromadzi eksponaty historyczne np. dawne sprzęty użytku domowego oraz dzieła sztuki ludowej tj. rzeźby i obrazy. Ma ich mega potężną kolekcję, a większość związana jest z okolicami Biebrzy. Mamy nadzieję, że kiedyś powstanie oficjalne muzeum bo naprawdę warto byłoby zachować to dla potomności. Liczymy też, że ktoś podejmie się spisania wszystkich tych historii, które Król Biebrzy ma do opowiedzenia bo byłoby szkoda aby kiedyś przepadły.

Ostatniego dnia naszego pobytu w Biebrzańskim Parku Narodowym ponownie wstaliśmy o świcie aby wyruszyć na okoliczne łąki w poszukiwaniu łosi. Uzbrojeni w wiedzę, którą przekazał nam przewodnik łatwiej było je samemu wypatrzeć. Sam wschód słońca nie był spektakularny bo było bardzo pochmurno ale za to radocha była na maksa, gdy sami wypatrzeliśmy kilka łosi i trochę ptaków. Następnie wróciliśmy do naszego studio aby zjeść porządne śniadanie, spakować się i ruszyć w drogę powrotną. Aby nie tracić ładnej niedzieli tylko na podróż, to zajrzeliśmy do Brzostowa oraz w okolice Mocarzy i do Burzyna aby zobaczyć rozlewiska i poobserwować ptaki. Ta cisza i spokój to coś fantastycznego 😊.

Jako wielbiciele sztuki ulicznej, na koniec zostawiliśmy sobie jeszcze wieś Wizna, aby pooglądać murale. Zgodnie z informacją ze strony wirtualnawizna.pl, w 2009 r. podczas obchodów 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Górze Strękowej doszło do spotkania członków Stowarzyszenia „Wizna 1939” z Rafałem Roskowińskim – artystą z Gdańskiej Szkoły Muralu. To właśnie wtedy narodził się pomysł, aby upamiętnić niezwykłą historię Wizny, przedstawiając ją na muralach. Przedstawiają one m.in. żołnierzy kapitana Raginisa, którzy walczyli w obronie Wizny we wrześniu 1939 roku, portret samego kpt. Raginisa który walczył w bitwie do samego końca i wysadził się w bunkrze na Górze Strękowej. Jest też mural poświęcony żołnierzom z okolic Wizny biorących udział w bitwie pod Monte Cassino oraz upamiętniający wywózkę na Wschód wiźnieńskich rodzin, ale też piękny krajobraz nadnarwiańsko-biebrzański. Przy każdym muralu znajduje się jego opis zawierający informację co przedstawia, kiedy powstał oraz kto jest autorem. Można też za pomocą QR kodu ściągnąć te informacje na telefon.

Skoro już byliśmy w Wiźnie to nie mogliśmy pominąć Góry Strękowej gdzie, w ruinach bunkra, znajduje się grób kpt. Raginisa, który jest świadectwem bohaterskiej obrony tego wzgórza w czasie XX wojny światowej. Z Góry rozciąga się też wspaniały widok na dolinę Narwi.

Nad Biebrzą byliśmy od 9 do 11 kwietnia 2021 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.