Wrocław, dla nas Wroclove
To była nasza kolejna wizyta we Wrocławiu ale tym razem nie przejazdem, a na cały weekend ☺️. Znajomi udostępnili nam swoje M4 więc nie pozostało nic innego jak skorzystać z okazji. Zwiedzanie tego pięknego miasta zaczęliśmy od Bulwarów Xawerego Dunikowskiego, położonych na południowym brzegu rzeki Odry. To jedno z ładniejszym miejsc spacerowych oraz świetna lokalizacja na spotkania i relaks. Z bulwarów rozciąga się widok m.in. na Ostrów Tumski. Ich długość wynosi ok. 800 m., a nazwa upamiętnia polskiego rzeźbiarza i malarza związanego z Wrocławiem.
Następnie udaliśmy się na starówkę, której centralnym punktem jest Rynek Główny. Wdrapaliśmy się na Mostek Pokutnic aby mieć piękny widoczek z góry. Co prawda pokonanie tylu schodów w maseczce do przyjemnych nie należy ale warto było. Wejście znajduje się w Katedrze św. Marii Magdaleny i kosztuje 8 zł. za osobę dorosłą. Kładka łącząca wieże znajduje się na wysokości 45 metrów, a pierwsze wzmianki o jej istnieniu datowane są na rok 1459, zaraz po budowie wież. Mostek kilkakrotnie był odbudowywany, między innymi po pożarze w czasach cesarza Wilhelma I i po II Wojnie Światowej. Wg miejscowej legendy nazwa pochodzi od pojawiających się na mostku pokutujących dusz zmarłych lub wg innej legendy od pojawiających się tam dusz próżnych dziewcząt, które zamiast wychowywać dzieci i pielęgnować domowe ognisko, oddawały się zabawom.
Gdy już napatrzyliśmy się z góry na rynek i okolice, to oczywiście nie mogliśmy odmówić sobie wizyty w Pijanej Wiśni. Od czasu naszej pierwszej wizyty w tym lokalu w Kijowie przepadliśmy totalnie. Wiśniowa nalewka na bazie młodego koniaku, a szczególnie nasączone alkoholem wisienki, są po prostu pyszne. Bar ten należy do znanej sieciówki z Lwowa, i to kolejne takie miejsce w Polsce. Poza Wrocławiem działa jeszcze w Warszawie i Krakowie.
Gdy nadeszła pora obiadowa, udaliśmy się do Whiskey in the Jar, kultowego baru. Mają tam, poza mięchem, również dobrego wege burgera 😁 i co ważniejsze, ogromną ilość drinusi na bazie łyski 😜. Najedzeni i opici ruszyliśmy w odwiedziny do Jasia i Małgosi (ul. Św.Mikołaja 1). To dwie średniowieczne kamieniczki przy północno-zachodnim narożniku wrocławskiego rynku, nieopodal kościoła Św. Elżbiety, połączone ze sobą arkadą. Budynki mają po ok. 500 lat, niestety ich pochodzenie nie jest tak wesołe, jak mogłaby sugerować nazwa. Pomiędzy budynkami rozciąga się brama i wygląda to jakby trzymały się za ręce. Historia jest jednak smutna, pomiędzy tymi kamienicami zostało pochowanych 21 czeladników, którzy odmówili wykonania poleceń swoich mistrzów i za to spotkało ich ogromne poniżenie. Pogrzebano ich pod płytami chodnika, a ciała przez wieki miały być deptane przez przechodniów. I to podobno nie jedyne groby jakie tam się znajdowały.
Dalej poszliśmy do galerii neonów, ale za dnia to miejsce niestety nie robi takiego wrażenia więc postanowiliśmy wrócić tam wieczorem aby zobaczyć to miejsce w pełnej krasie. Znajduje się tam ok. 22 neonów, które właśnie tu odzyskały drugie życie. Zobaczymy tu m.in. neon Młodej Polski czy też z kina Dworcowego. Neony te pochodzą z kolekcji fundacji Neon Side Wrocław, która uratowała od zapomnienia ok. 60 historycznych neonów nie tylko z Wrocławia ale i z całego Dolnego Śląska. Szkoda, że podczas naszej wieczornej wizyty spora ich część się nie świeciła.
Następny na naszej drodze był Park Staromiejski. Ten ogród i zielona oaza w centrum miasta był inspirowany Ogrodami Tivoli. Park jest miejscem wydarzeń kulturalnych, koncertów i spotkań z artystami. Na jego terenie znajduje się karuzela oraz plac zabaw. Ogród powstał w połowie XVIII wieku, i od tego czasu wielokrotnie przechodził remonty i przebudowy. Po II wojnie światowej zostały rozebrane zniszczone budowle oraz ogrodzenie, przez co ogród stracił na swej spójności. Aktualny kształt zyskał po remoncie w roku 2010. Mostem Tumskim udaliśmy się na Ostrów Tumski. To najstarsza część Wrocławia, już w X wieku powstał tu gród Piastów, później zbudowano zamek. Na początku XIV wieku siedziba książąt Piastowskich została przeniesiona na drugi brzeg odry, a Ostrów został sprzedany władzom kościelnym. Świeckie prawa przestały tam obowiązywać, dlatego stał się schronieniem po drugiej stronie rzeki dla tych, którzy łamali prawo. W XIX wieku Ostrów przestał być wyspą bo przy rozbiórce murów obronnych zasypano odnogę Odry która oddzielała go od Ołbina. Brukowane uliczki i piękna zabudowa do idealne miejsce na romantyczny spacer. Magiczną atmosferę tworzą również latarnie gazowe zapalne przed zmrokiem przez latarnika, odzianego w czarną pelerynę. Znajdziecie tu kilka kościołów, katedrę, pomniki i dawny sierociniec. Jednak naszym zdaniem najlepszą metodą poznania tego miejsca jest spokojne przejście się uliczkami i chłonięcie tej magicznej atmosfery.
Podczas spaceru po Wrocławiu były też oczywiście krasnale. Jest ich ponad 300, a liczba stale rośnie. Można ruszyć ich śladem przy pomocy mapy, nam niestety nie wystarczyło na to czasu, choć pewnie zabawa jest przednia bo nie zawsze rzucają się w oczy i czasami trzeba się ich naszukać. Krasnale, w obecnej formie niewielkich rzeźb, zaczęły się pojawiać na ulicach Wrocławia w 2005 roku, kiedy to miejscowy rzeźbiarz Tomasz Moczek postawił pierwszych 5, a później inni artyści zaczęli dodawać kolejne. Jednak ich historia jest znacznie dłuższa. W latach 80tych krasnale zaczęły się pojawiać na murach w formie graffiti jako symbol walki z komunizmem malowane przez członków Pomarańczowej Alternatywy. Uczestniczyły też w ich kolorowych happeningach. Dziś są już tylko turystyczną atrakcją.
Wrocław to wg nas jedno z najpiękniejszych miast w Polsce. Piękna starówka, Odra i mosty robią robotę ☺️…ale nam najbardziej przypadło do gustu Nadodrze i okolice. Murale, wszechobecny street art i stare, trochę zaniedbane kamienice, to coś co uwielbiamy. W każdym odwiedzonym przez nas mieście trochę czasu poświęcamy na „must see”, a resztę czasu spacerujemy poza utartymi szlakami. Tym razem również się nie zawiedliśmy. Mnogość street art’u w tej części miasta oszołomiła nas 😍. I to właśnie tak spędziliśmy kolejny dzień naszego pobytu w tym mieście. A mianowicie na Nadodrzu i Ołbinie czyli osiedlach Wrocławia położonych po przeciwnej stronie Odry niż Stare Miasto. Kiedyś Nadodrze było częścią Ołbina. Zabudowane są kamienicami z przełomu XIX i XX wieku, część z nich jest w nie najlepszym stanie, niektóre rejony przypominały nam Warszawską Pragę.
Znajdziecie tam wiele ciekawych murali, a szczególnie warto odwiedzić kolorowe podwórka przy ulicy Roosevelta 5, które całe otoczone są muralami stworzonymi przez mieszkańców. Część malowideł przedstawia ich życie codzienne, znajdziecie tu też wielkie akwarium i rzeźbę kota. Pomysłodawcą tego projektu jest Mariusz Mikołajek, malarz, który zaangażował miejscową społeczność. Nie jest to typowy mural, gdyż w jego skład wchodzi również ceramika i rzeźby. Ponoć sam Wim Wenders zachwycił się tym miejscem, kiedy zobaczył je podczas swojej wizyty na gali Europejskich Nagród Filmowych. Jeśli będziecie mieli szczęście i spotkacie mieszkańców, to może usłyszycie historię powstania tych malowideł. Po drugiej stronie ulicy, przy Roosevelta 8 jest równie ciekawie bo powstał tam projekt „Podwórko – odkrywanie sztuki” i można tam znaleźć między innymi obrazy i motywy nawiązujące do słynnych artystów. I tak, ściany pokrywają dzieła inspirowane m.in. Gustava Klimta, Van Gogha czy Fridy Kahlo.
Zmęczeni nieco postanowiliśmy skoczyć na obiad do przypadkowo wyszukanej w internecie małej knajpki Wilk Syty z kuchnią wegańską i to był baaardzo dobry pomysł. Tak pysznego żarełka wege dawno już nie jedliśmy i w dniu wyjazdu ponownie udaliśmy się tam na obiadek. Z tego co się zorientowaliśmy, to kartę mają tam sezonową, która zmienia się co miesiąc.
Zaspokoiliśmy głód i ruszyliśmy na Nadodrze, tam znaleźliśmy projekt „Na Nadodrze Serce Rośnie”, który powstał dzięki zaangażowaniu mieszkańców (m.in.dorosłych, dzieci, seniorow, rzemieślników, artystów) tej części miasta. Mozaikę w kształcie serca tworzy 433 kafle ręcznie wykonane podczas warsztatów, które odbyły się w pięciu nadodrzanskich pracowniach ceramicznych. Każdy kafelek to inna historia i inne dzieło. Odsłonięcie tego projektu nastąpiło ponad 4 lata temu. Warto tu zajrzeć i zapoznać się z historiami ludzi mieszkających na tym artystycznym osiedlu.
Rano, w dniu wyjazdu, pojechaliśmy aby zobaczyć grabowy labirynt w Parku na Brochowie, który powstały w latach 90tych XX w. w ramach projektu rewitalizacji. Plątanina korytarzy, oczywiście niektórych zakończonych ⛔, prowadzi do drzewa, które pełni funkcję orientacyjną. Trudno się tam zgubić bo sam labirynt nie jest zbyt wysoki i nam wystawały zza niego głowy 😊. W związku z tym, że byliśmy tam raniusieńko i nie było innych osób, polataliśmy trochę dronem.
Następnie udaliśmy się do Hali Stulecia ale obejrzeliśmy ją tylko z zewnątrz. Zaprojektowana przez Maksa Berga, uznawana jest za jedno z najwybitniejszych dzieł XX wieku. To wielofunkcyjna przestrzeń, gdzie odbywają się targi, wystawy, konferencje, wydarzenia sportowe. W roku 2006 została wpisana na listę Światowe Dziedzictwa UNESCO. Czy się komuś ten budynek podoba czy nie, to niewątpliwie jedna z najbardziej charakterystycznych wizytówek Wrocławia. Kolejne kroki skierowaliśmy w stronę Pergoli, która znajduje się w kompleksie Hali Stulecia. Ma ona kształt polowy elipsy i została wybudowana na początku XX wieku. To jedno z najpopularniejszych miejsc spacerowych i wizyt turystów. W okolicy znajdziecie food tracki, podczas naszej wizyty nie było ich zbyt dużo, raptem ze trzy, ale można było kupić coś zimnego do picia, lody i burgery. Jest też tam Ogród Japoński ale była tam taka kolejka, że zrezygnowaliśmy z wejścia na jego teren.
We Wrocławiu znajdziecie wiele pięknych, zabytkowych kamienic. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na ich podziwianie i obiecaliśmy sobie, że nasza kolejna wizyta w tym mieście to będzie niespieszne poznawanie architektury.
We Wrocławiu byliśmy od 3 do 5 lipca 2020 roku.