Azja,  Oman

Prowincja Zufar

Plan był taki aby w Omanie spędzić miesiąc więc postanowiliśmy zobaczyć tą drugą twarz tego kraju i ruszyliśmy do prowincji Zufar. Do pokonania mieliśmy ponad 900 km i najlepszym wyjściem było podzielenie drogi na dwa dni aby coś zobaczyć i nie wynudzić się w samochodzie. Pierwszego dnia jechaliśmy autostradą do Al Hayma, a następnie skręciliśmy w stronę wybrzeża. Droga wiodła przez pustkę, wszędzie pustynia i totalnie płasko. Niezła odmiana po niedawnych górskich trekkingach 😊. Trochę to wyglądało jakbyśmy wylądowali na innej planecie, po obu stronach nieskończona pustynia, od czasu do czasu stacja benzynowa i co jakiś czas wielbłąd na horyzoncie. Nigdy nie byliśmy w miejscu, gdzie jest tak płasko. Bardzo rzadko mijaliśmy jakiekolwiek zabudowania i warto mieć to na uwadze i tankować do pełna przy każdej nadarzającej się okazji. Aby nie zwariować podczas tej monotonnej drogi słuchaliśmy podróżniczych podcastów 😊.

Noc spędziliśmy na plaży w Ras Madrakah. Kiedy znaleźliśmy fajną miejscówkę i zaczęliśmy się rozkładać z namiotem, podszedł do nas Omańczyk, jak się okazało był to strażnik graniczny na granicy z Jemenem i zapytał czy może z nami spędzić wieczór bo nie lubi być sam. Oczywiście zgodziliśmy się bez wahania i tak wieczór sylwestrowy spędziliśmy w miłym towarzystwie, słuchając przy ognisku opowieści o jego życiu oraz szukając po ciemku krabów na plaży.

Kolejnego dnia pojechaliśmy do różowej laguny, niedaleko miasteczka Al Jazer, żeby zobaczyć flamingi. Oprócz flamingów na plaży spotkaliśmy leniwie spacerujące wielbłądy. To była dopiero zapowiedź tego, ile ich spotkaliśmy na swojej drodze w okolicach Salalah.

Następnie pojechaliśmy do Ash Shuwaymiyyah, jest tam piękna, szeroka i bardzo długa plaża, szkoda, że czas nas naglił i nie mogliśmy tam zostać dłużej. Poza częścią blisko miasteczka, plaża jest całkiem dzika. Tak nam się tam spodobało, że w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się dłuższe pływanko.

Po drodze mijaliśmy niesamowite wadi i ogromne kaniony. Podajemy namiary na nie bo robią mega wrażenie i absolutnie warte są aby je zobaczyć: wadi przy zjeździe z płaskowyżu do  Ash Shuwaymiyyah 17.95578, 55.67338, punkt widokowy nad kanionem 17.73133, 55.31180.

Dalej droga prowadziła nad samym morzem, widoki były przepiękne i spotkaliśmy dużo wielbłądów. Przed miejscowością Hasik natknęliśmy się na posterunek wojskowy, pierwszy jaki spotkaliśmy w Omanie. To był znak, że wjechaliśmy do prowincji Dhofar, która graniczy z ogarniętym wojną domową Jemenem.

O ile same okolice Salalah nie specjalnie przypadły nam do gustu, to nie żałujemy, że tam dotarliśmy bo widoki jakie mieliśmy po drodze były spektakularne. Poza tym mogliśmy sami wyrobić sobie opinię na temat tego miejsca. Gdybyśmy jednak mieli spędzić miej czasu w Omanie, to raczej nie zdecydowalibyśmy się na tą długą trasę. Tradycyjnie znaleźliśmy sobie fajną miejscówkę na noc na plaży, gdzie rozbiliśmy namiot, zastanawiając się czy to spanie w takich okolicznościach kiedyś nam się znudzi 😉. 

Następnego dnia w końcu dojechaliśmy do prowincji Dhofar (inaczej Zufar). Zwiedzanie zaczęliśmy od okolic Taqah. Najpierw wjechaliśmy na Jabal Samhan, skąd rozpościera się piękny widok na krawędź urwiska i na morze. Jabal Samhan to masyw górski będący częścią gór Zufar, które ciągną się wzdłuż wybrzeża, na terenie Omanu i Jemenu. Na Jabal Samhan ustanowiono rezerwat przyrody, w którym chroniona jest między innymi populacja lamparta arabskiego. Żyją tam też koziorożce nubijskie i hieny pręgowane. My zwierzątek nie widzieliśmy ale widoki z klifu były niesamowite.

Po drodze widzieliśmy wielkie stada wielbłądów i krów. Niektóre błąkały się po drodze, totalnie ją blokując, no ale cóż, w końcu są u siebie 😊. W tych okolicach żyje olbrzymia populacja wielbłądów i widać je na dosłownie na każdym kroku. Na Jabal Samhan rosną też małe baobaby, które kwitną na różowo. Nie trzeba nawet specjalnie jechać aby je zobaczyć, gdyż rosną wzdłuż drogi, którą jechaliśmy .

Następnie pojechaliśmy do Khor Rori, gdzie znajdują się ruiny starożytnego miasta Sumhuram. Był to jeden z największych portów na świecie handlujących kadzidłem. Prowincja Zufar słynie z kadzidła, rosną tutaj kadzidłowce Cartera, z żywicy, których produkuje się kadzidło. Ruiny średnio nam się podobały, chociaż są położone w ciekawym miejscu u ujścia wadi Dharbat do morza. I naszym zdaniem to ich jedyny atut.

Dalej udaliśmy się do Wadi Darbat aby zobaczyć wodospady. To jedna z największych atrakcji w tej okolicy. Wodospady są naprawdę ładne i łatwo dostępne, gdyż znajdują się przy samej drodze. Niestety przyjeżdża tam dużo tam turystów z resortów w Salalah. Wysypują się na parkingu z autokarów oraz samochodów i łażą nawet tam, gdzie są zakazy. Szybko się stamtąd zmyliśmy i nawet nie dojechaliśmy do końca. Nie przywykliśmy do takiego natężenia turystów w Omanie i pokazało nam to, że wcale za tym nie tęsknimy.

Kolejne miejsce na naszej liście do zobaczenia w tym rejonie to Mugsail. Miejsce słynie z gejzerów wodnych, czyli dziur w skałach, przez które przy dużych falach tryska woda. Niestety o tej porze roku rzadko to się zdarza i nam nie udało się tego zobaczyć. Ale mieliśmy plan awaryjny, który był strzałem w  dziesiątkę. Minęliśmy gejzery, czyli dziury w skałach zabezpieczone stalową kratą i poszliśmy ścieżką dalej na klify, skąd rozpościerał się  bajeczny widok na klify schodzące wprost do  turkusowego morza. Na końcu ścieżki spotkaliśmy, a jakże,  wielbłądy, które wyglądały na takie, co również podziwiają widoczki i za nic mają naszą obecność.

Na miejsce naszego noclegu wybraliśmy plażę Fazayat. Trzeba było do niej zjechać stromą i szutrową drogą ale zdecydowanie było warto. Plaża jest bardzo długa, podzielona skałami na trzy części, a na końcu jest punkt z widokiem na klify. To jeden z naszych lepszych noclegów nad morzem.

Rano aż przykro było opuszczać to miejsce ale musieliśmy ruszyliśmy dalej w drogę, w kierunku granicy z Jemenem, do miasteczka Dalkhut. Po drodze minęliśmy dwa punkty kontrolne,  gdzie sprawdzali nasze dokumenty i pytali skąd jedziemy i dokąd. Było trochę stresu ale rozmowy były sympatyczne.

Droga, która tam wiedzie jest kręta, czasami stroma, czasami blokowana przez… oczywiście wielbłądy. 

Do samego Dalkhut zjeżdża się stromymi serpentynami oraz przejeżdża przez las. Tak, jest tam las, ale jest raczej duże skupisko drzew, choć jak na Oman to prawie puszcza 😊.W Dalkhut rośnie też największy baobab w Omanie i między innymi z tego powodu tam pojechaliśmy.

Jest tam też ładna plaża, na której znajdziecie wrak helikoptera, mnóstwo biegających krabów i kwiatki. Przy promenadzie znajduje się też najczystsza toaleta w Omanie. Jest tak ładna, i czysta, że aż postanowiliśmy o tym wspomnieć w tym miejscu 😊. Nigdy wcześniej nie zdarzyło nam się aby jarać się  kibelkiem.

W poszukiwaniu miejsca na kolejny nocleg pojechaliśmy do Rajkhut, kolejnego miasteczka położonego u stóp wysokich klifów, z piękną i pustą plażą. Spodobało się nam, więc postanowiliśmy zostać tam na noc. Widać, że władze prowincji Dhofar stawiają na turystykę bo tutaj też, tak jak w Dalkhut, wzdłuż morza jest nowa promenada i …eleganckie toalety 🙂

Kolejnego dnia wróciliśmy do Salalah. Po drodze zatrzymaliśmy się przy zerwanym moście koło Mugsail. Wcześniej słyszeliśmy jak niszczycielskie potrafią być błyskawiczne powodzie w Omanie ale chodź widzieliśmy wcześniej zniszczone drogi i mosty nad wadi, to nadal jest to dla nas wstrząsające.

W rozlewisku obok zerwanego mostu widzieliśmy dużo flamingów i innych ptaków, aż żałowaliśmy, że nie mieliśmy przy sobie lornetki aby lepiej im się przyjrzeć. 

Następnie pojechaliśmy na plażę w Salalah, gdzie na pobliskim suku kupiliśmy kadzidło, z którego słynie ten region, jak i sam Oman. Plaża jest ładna, szeroka i pusta, prawie nie było tam ludzi. To pierwsza plaża w Omanie, na której widzieliśmy palmy kokosowe. W okolicy Salalah jest wiele resortów, jest to coraz popularniejsza destynacja wakacyjna, również wśród Polskich turystów. Panuje tutaj trochę inny klimat niż na północy Omanu. Jest to jedyny obszar kraju, gdzie w miesiącach letnich występuje monsun. Dzięki temu jest tam o wiele bardziej zielono niż w pozostałej części kraju.

Ostatnim punktem przed opuszczeniem tych okolic był Atair Sink Hole, czyli ogromne zapadlisko, w którym żyje wiele ptaków. Było je słychać, widzieliśmy nawet jakieś drapieżne ptaszyska ale nie jest to jakaś super atrakcja. Wg nas nie warto było tam jechać.

Ruszyliśmy w długą drogę powrotną do Maskatu, gdzie mieliśmy spędzić ostatnie dwa dni przed powrotem do Polski,  a na nocleg zatrzymaliśmy się w przypadkowo wypatrzonym z drogi Wadi Sinaq, rozbijając namiot pod samiutkimi palmami. Pojechaliśmy też na Sugar Dunes, o których pisaliśmy we wcześniejszej relacji.

W Omanie byliśmy od 14 grudnia 2022 r. do 10 stycznia 2023 r.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.