Cinque Terre, kolorowy zawrót głowy
Jak co roku na przełomie września i października staramy się wygospodarować kilka dni i udać się w jakieś nieco cieplejsze miejsce, celem naładowania akumulatorów przed jesienią i zimą. Tym razem wybraliśmy się do Cinque Terre. Zdecydowaliśmy się na lot do Pizy tanimi liniami Ryanair, a z stamtąd pociągiem pojechaliśmy do La Spezia. Miejsce to uczyniliśmy naszą bazą wypadową z dwóch powodów. Po pierwsze ceny noclegów są niższe niż w samych miasteczkach, no i jest większy ich wybór. A po drugie, jest to dobrze skomunikowane miejsce. Ze względu na położenie w centrum miasta i przystępną cenę nasz wybór odnośnie noclegu padł na Bella Napoli Guesthouse. Dodatkowym atutem było to, że właściciele naszego hotelu prowadzą również restaurację z kuchnią Neapolitańską mieszczącą się w tym samym budynku, w której jak się okazało dobrze karmili. No ale najlepsze było to, że codziennie rano na śniadanie mieliśmy świeżo pieczone, jeszcze ciepłe bułeczki.
La Spezia to typowe miasto portowe, gdzie życia towarzyskie toczy się przy nadmorskim deptaku oraz w ulokowanych w okolicy tawernach i restauracjach. Na uwagę zasługuje duża marina, w której cumują jachty i statki wszelakiego rodzaju. Jeśli pominiemy typowo przemysłową część miasta i skupimy się na starówce, to wyjedziemy stąd z miłymi wspomnieniami. Tutejsze skwery i kamienice są zadbane a część ulic zamkniętych dla ruchu kołowego. Jest to dość hałaśliwe miasto i nie nadaje się na dłuższy odpoczynek (przynajmniej dla nas) ale jako baza wypadowa jest idealne, z powodów, o których wspomnieliśmy powyżej.
Tu zjedliśmy też bardzo dobre owoce morza podawane w barze szybkiej obsługi usytuowanym nad morzem. Duży wybór dań i owoce morza, świeżo dostarczone przez rybaków, to właśnie to z czego znane jest Dai Pescatori. Od razu uprzedzamy, że już przed otwarciem (godz. 12.00) przed barem zbiera się tłum wygłodniałych ludzi. Kolejka jednak szybko porusza się do przodu, a czas w niej poświęcony jest wart tego, co potem znajdziemy na naszym talerzu.
Plan na zwiedzanie był taki, że z La Spezia do Cinque Terre jedziemy pociągiem, a dalej trasę pomiędzy miasteczkami przechodzimy pieszo. Dla turystów chcących poruszać się po Parku Narodowym Cinque Terre pociągiem przygotowano Cinque Terre Train Card, która uprawnia do wstępu do parku oraz nieograniczonych przejazdów pociągiem na trasie z La Spezia do Levanto. Trasa kolejowa jest bardzo malownicza, wykuto ją w skałach, przebiega wieloma tunelami a stacje położone są na klifach, z których możemy podziwiać widok na morze.
Tak więc do pierwszego miejsca tj. Riomaggiore dojechaliśmy z La Spezia pociągiem i tam zaczęliśmy naszą trasę. Rozpoczęliśmy od zwiedzenia miasteczka. Nie ma to jak nieśpiesznie błąkać się po wąskich uliczkach, bo tak naszym zdaniem należy poznawać to miejsce. Nie ma tu jakichś spektakularnych zabytków bo całe miasteczka to jeden zabytek 🙂 Ponieważ było to pierwsze zobaczone przez nas miasteczko, zrobiło na nas największe wrażenie. Kamienice stojące na skałach nad samym morzem jakby chciały do niego skoczyć, tworzą niesamowity widok. Warto usiąść na skałach w porcie i rozkoszować się panoramą. Kolorowe domki mają tyle uroku, że ciągle chodziliśmy z głowami zadartymi do góry i chłonęliśmy te widoki. Oczywiście były też przerwy na przepyszne owoce morza sprzedawane na ulicy w papierowych rożkach. Pomiędzy Riomaggiore i Monarola poprowadzona jest Via dell Amore, ścieżka wykuta w skałach nad samym morzem, niestety z powodu osunięcia skał ścieżka jest zamknięta a remont trwa już kilka lat.
Następnie udaliśmy się do Manaroli. Droga prowadziła wzdłuż wybrzeża, skąd rozciągają się przepiękne widoki na zatokę i domki położone nas kałach. Część drogi należało pokonać wśród gajów oliwnych i winnic. Miasteczko to jest położone na skale, 70 metrów nad poziomem morza. Malownicze i bajecznie kolorowe domki, ciasno zabudowane i jakby wyrastające ze skały, tworzą niesamowity widok. Nie ma tu, co prawda, piaszczystej plaży ale możliwe jest zejście do morza po skałkach. Ponadto jest tam niewielki port z zacumowanymi jachtami. Nacieszyliśmy oczy, przekąsiliśmy małe co nieco w tych pięknych okolicznościach i ruszyliśmy dalej.
Nasz kolejny przystanek to Corniglia. Jest jedyną z miejscowości tworzących Cinque Terre, która nie ma bezpośredniego dostępu do morza. Jest położona na wzniesieniu, a dotrzeć do niej można pieszo po pokonaniu 377 stopni schodów lub dojechać autobusem. Zdecydowanie polecamy pokonanie tej trasy pieszo. Miasto to uchodzi za najmniej atrakcyjne, ale nie wiemy skąd ta opinia. Może to przez to,że nie jest położna bezpośrednio nad brzegiem morza albo przez te schody :-). W każdym bądź razie dzięki temu nie ma w niej tylu turystów co w innych miasteczkach, a to sprzyja poruszaniu się wąskimi uliczkami, które tu wydają się jeszcze ciaśniejsze. To właśnie tu zakończyliśmy naszą pieszą wędrówką tego dnia i umęczeni ale zachwyceni wróciliśmy do La Spezia pociągiem.
Następnego dnia rano pociągiem wróciliśmy do Cornigli i stamtąd zaczęliśmy naszą trasę do Vernazza. Miasteczko to jest określane jako”najprawdziwsza wioska rybacka”. Otoczona skałami i z trzech stron morzem, a od góry gajami oliwnymi, uznawana jest za najpiękniejszą z całej piątki. Miasto jest małe, wiedzie przez nie alejka prowadząca do małego rynku. Niedaleko znajduje się mała plaża, zazwyczaj pełna turystów. Zjedliśmy tu pyszne owoce morza podane w papierowym rożku i ruszyliśmy nieśpiesznie „w miasto”.
Chętnie zostalibyśmy tu dłużej ale przed nami była jeszcze droga do Monterosso al Mare, które wyróżnia się na tle pozostałych czterech miasteczek tym, że jest bardziej rozwinięte pod względem infrastruktury turystycznej. Znajdują się tu hotele, restauracje i największa, żwirowa plaża. Jest to typowy kurort wypoczynkowy, za którymi nie przepadamy więc skorzystaliśmy z okazji i bez wyrzutów sumienia spędziliśmy kilka godzin na plaży.
Przejście całej trasy i zwiedzenie tych pięciu miasteczek zajęło nam 2 dni. Na pozostałe zostawiliśmy sobie Portovenere, Tellaro i Lerici. Nie należą one, co prawda, do Cinque Terre ale są równie urocze.
Kolejnego dnia zwiedzanie zaczęliśmy od Portovenere, nazywane bramą do Pięciu Ziem. Nie można się do niego dostać pociągiem więc my udaliśmy się tam z La Spezia autobusem. Turystów zachwyci port jachtowy, przy którym stoją kolorowe budynki. Nad miastem na skale góruje zabytkowy zamek Doriów, z którego rozciąga się wspaniały widok. Wrażenie robi również Kościół św. Piotra położony na wysuniętym w morze cyplu. Kościół został zbudowany w XIII wieku, jest niewielki ale robi wrażenie swoją surowością. Z tarasu położonego obok rozciąga się wspaniały widok na morze i skaliste wyrzeże Ligurii.
Kolejne miasteczko, które odwiedziliśmy tego dnia to Lerici. Z Portovenere popłynęliśmy tam statkiem. Miasto to jest w przeciwnym kierunku od La Spezia niż Cinque Terre i pozostaje w jego cieniu, a szkoda bo to naprawdę urocze miejsce. Można tu odpocząć do tłumów turystów, a po wspięciu się na górującą basztę mamy piękny widok na zatokę.
Na koniec zostawiliśmy sobie Tellaro. To maleńkie miasteczko z niewielkim portem rybackim i ze starówką położoną tuż przy brzegu jest najbardziej wysuniętą na wschód częścią Ligurii i graniczy z Toskanią. Miejsce to swoją architekturą przypomina miasteczka Cinque Terre więc i tu znajdziemy wąskie uliczki i kolorowe budynki, z tym, że zdecydowanie jest tu spokojniej. W restauracji ze stolikami stojącymi w wąskiej uliczce z widokiem na morze zjedliśmy pyszny makaron z owocami morza oraz gnocchi i wróciliśmy do hotelu. W okolicach Tellaro znajduje się kilka plaż ukrytych w niewielkich zatoczkach, turyści docierają tu rzadko więc można w spokoju zaznać relaksu.
W związku z tym, iż wylot z Pizy mieliśmy dopiero późnym wieczorem to właśnie na ostatni dzień naszej wycieczki zostawiliśmy sobie zwiedzanie tego miasta. Tak jak się spodziewaliśmy, nie zrobiło na nas jakiegoś mega wrażenia, a nawet poczuliśmy ulgę opuszczając je. Przyzwyczajeni do mniejszej liczby turystów w trakcie zwiedzania Cinque Terre, tam zostaliśmy nimi przytłoczeni. A już osoby robiące sobie zdjęcie z krzywą wierzą pt. wieża udaje loda w wafelku, kopię/podtrzymuję wierzę z boku czy z góry, całkowicie nas osłabiło.