Indonezja

Bali, Lombok, Gili Meno czyli to co najlepsze w Indonezji.

Do Indonezji polecieliśmy w kwietniu 2017 r. i cała podróż trwała 3 tygodnie. Mieliśmy nie lada problem z wyborem wysp, na które się udamy bo od ilości miejsc wartych odwiedzenia aż kręci się w głowie. Wybór padł na Jawę, Bali, Gili Meno i Lombok. I w takiej właśnie kolejności odbyła się nasza wycieczka. O naszych przeżyciach na Jawie pisaliśmy we wcześniejszym poście.

Z Jawy przenieśliśmy się na wyspę Bali, do miejscowości  Sideman. Mieliśmy tam zarezerwowany nocleg w hotelu Abian Ayu Villa.
Polecamy ten hotel nie tylko ze względu na to, że to dobre miejsce wypadowe do okolicznych świątyń, ale również ze względu na jego piękne położenie wśród tarasów ryżowych. Przyjechaliśmy wieczorem więc nie wiedzieliśmy, że trafiliśmy do tak pięknego miejsca. Następnego dnia wstaliśmy skoro świt ponieważ mieliśmy zaplanowane zwiedzanie świątyń. Z okien naszego pokoju rozciągał się widok na bajecznie zielone pola ryżowe, a w tle widać było wulkan Agung.

Jeszcze przed śniadaniem skorzystaliśmy z okazji i przeszliśmy się po polach ryżowych. Następnie ruszyliśmy samochodem w stronę Pura Lempuyang. To kompleks składający się z 7 świątyń ustawionych od największej do najmniejszej, do których prowadzą szerokie schody (w liczbie 1 700).  Z najmniejszej ze świątyń Lempuyang Luhur, położonej na samym szczycie, roztacza się niesamowity widok na wulkan Agung (pod warunkiem bezchmurnego nieba, nam niestety nie dane było tego zobaczyć).

W jednej ze świątyń rządzą bardzo wredne makaki. Jest ich bardzo dużo, skaczą dookoła i syczą wrednie na przechodzących blisko ludzi. Nasza obecność nie przeszkadzała im w uprawianiu małpiej miłości na środku ścieżki.

Następnie odwiedziliśmy Tirta Gangga. To urokliwy park z mnóstwem rzeźb, posągów i fontann. W basenach ulokowano betonowe postumenty, po których można się przemieszczać skacząc z jednego na drugi. Szum wody oraz mnóstwo zieleni sprawia, że to idealne miejsce na odpoczynek. W parku można znaleźć też posągi demonów, które wyglądają dość przerażająco.

Później skierowaliśmy się do Królewskiego pałacu na wodzie w Ujung. Wokół pałacu rozciąga się przepiękny park, z górnych poziomów rozciąga się wspaniały widok, z jednej strony na góry, a z drugiej na morze.

Podróżując po Bali podziwialiśmy wiejskie krajobrazy.

Po wizycie w Sideman  wróciliśmy na Jawę aby wejść na wulkan Ijen o czym możecie przeczytać tutaj. Z Bali na Jawę jechaliśmy samochodem z kierowcą, między wyspami przepłynęliśmy promem.

Kolejnego dnia tą samą drogą wróciliśmy na Bali, tym razem do miejscowości Ubud do hotelu Tjampuhan. Z całego serca polecamy zatrzymać się w tym hotelu. Usytuowany jest w dżungli, nad brzegiem rzeki z dala od zgiełku miasta, a jednocześnie blisko centrum, co ułatwia zwiedzanie. Dobre śniadania i cudowne centrum SPA nad brzegiem rzeki to kolejne atuty tego miejsca.

Ubud to jedno z ładniejszych miasteczek nie tylko na Bali ale i w całej Indonezji. Usytuowane jest wśród pól ryżowych, stromych wąwozów i dolin. Pełne świątyń, galerii, warsztatów artystycznych oraz sklepów z różnymi formami sztuki, tętni życiem w dzień i w nocy.

Warto zajrzeć na targ Pasar Seni pełen ubrań, biżuterii, pamiątek i zrobić zakupy. Z atrakcji wartych odwiedzenie widzieliśmy Pałac królewski i świątynie Saraswati. Warto pospacerować bez planu po Ubudzie, gdzie przy każdym balijskim domu znajdują się małe rodzinne świątynie. Niektóre domy w centrum miasta ogrodzone są wysokim ozdobnym murem i raz przez przypadek, myśląc, że wchodzimy do świątyni wpakowaliśmy się na prywatne podwórko. Jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy gospodynię rozwieszającą pranie:). Mina gospodyni bezcenna 🙂

Chodząc po Balijskich ulicach należy patrzeć uważnie pod nogi. Balijczycy przed każdym domem czy sklepem na chodnikach zostawiają posiłek dla bogów czyli niewielkie koszyczki z liści bananowca z kwiatami, ryżem i palącym się kadzidłem. Nie raz boleśnie nam przypomniały o swojej „obecności”, przypalając lekko nogę.


Na posiłek polecamy Fair Warung Bale. Nie dość, że jest to miejsce z fajnym wystrojem i dobrym jedzeniem (zjedliśmy tam pyszne curry), to każdy zakupiony posiłek to dwie darmowe konsultacje medyczne dla lokalnej ludności. Uwielbiamy takie akcje.

Wieczorem poszliśmy do Pura Dalem Ubud na pokaz tańca Kecak. Taniec ten nawiązuje do Ramajany w powiązaniu z rytuałami egzorcystycznymi. Taniec zrobił na nas wielkie wrażenie, sami zobaczcie.

Kolejnego dnia poszliśmy do Monkey Forest, gdzie żyje kilkaset makaków. Miejsce to pełne niesfornych małpek skradnie wasze serca. Nam dla odmiany małpka skradła zamknięcie butelki od wody 🙂

Małpki są przyzwyczajone do obecności ludzi i nie obawiają się podejść blisko, by wyrwać z ręki jedzenie, torebkę lub zerwać czapkę czy okulary z głowy. Niezapomniane widowisko tworzą małpki skaczące z drzewa do sadzawki i spychające się z gałęzi prosto do wody.

Później udaliśmy na spacer po Campuhan Ridge Walk. Ścieżka, która biegnie grzbietem wzgórza zaczyna się niedaleko naszego hotelu.  Ze ścieżki rozpościera się widok na sąsiednie, pełne zieleni, wzgórza. Jest to dobre miejsce żeby uciec od zgiełku panującego w centrum miasta. Idąc ścieżką dochodzi się do wioski, gdzie znajduje się wiele galerii ze sztuką, nie koniecznie tradycyjną. Można tam też znaleźć kilka restauracji, my zatrzymaliśmy się na posiłek i kokosa w Dek Gun Restaurant. To fajna restauracja gdzie stoły stoją na wysepkach na środku niewielkiego stawu w którym pływają ryby, a dookoła są pola ryżowe.

Jednego dnia pożyczyliśmy również skuter i udaliśmy się na zwiedzanie świątyń położonych poza Ubud. W czasie tej wycieczki zajrzeliśmy do Goa Gajah zwanej Jaskinią Słonia, Pura Gunung Kawi oraz Gunung Kawi Sebatu. Odwiedziliśmy też wodospady Kanto Lampo.

Był to nasz pierwszy raz na skuterze, biorąc pod uwagę nasz totalny brak doświadczenia i sposób jazdy miejscowych, poszło całkiem nieźle. Na początku mieliśmy strach w oczach, a Kasia miała szczękościsk ale wszystko skończyło się dobrze. Goa Gajah to niewielka jaskinia przekształcona w świątynię, jej nazwa pochodzi od płaskorzeźby znajdującej się przy wejściu.
Przed jaskinią znajdują się baseny z figurami kobiet.

Jadąc dalej trafiliśmy do wodospadów Kanto Lampo. Nie jest to zbyt popularne wśród turystów miejsce ale na pewno warto tam jechać. Wodospady są dwa, pierwszy jest blisko wejścia, żeby dotrzeć do drugiego trzeba iść z nurtem rzeki. Uważajcie na buty bo Kasia jednego zgubiła ale na szczęście udało nam się go dogonić.

Kolejnym przystankiem była Pura Gunung Kawi. Świątynia położona w malowniczej dolinie, której środkiem płynie rzeka. Do doliny schodzi się po kilkuset kamiennych schodkach, obok których znajdują się tarasy ryżowe. Szczególne wrażenie robią rzeźbione w skale grobowce. My mieliśmy dodatkową atrakcję bo złapał nas deszcz, na szczęście udało nam się schronić pod skałą.

Następnie udaliśmy się do Gunung Kawi Sebatu. Po drodze przeżyliśmy najtrudniejszy moment naszej skuterowej inicjacji. Musieliśmy zjechać z bardzo stromego, w naszych wyobrażeniach, wzniesienia a na końcu zjazdu robotnicy właśnie rozkopywali drogę. Kasia zeszła ze skutera i wolała iść na piechotę, a ja powoli staczałem się na dół. Oczywiście zatamowałem ruch na drodze a lokalsi mieli straszną bekę:)

Gunung Kawi Sebatu jest rzadko odwiedzana dzięki temu jest tu bardzo spokojnie. Poza nami nie było tam innych turystów. Świątynia pochodzi z IX wieku i jest bardzo malownicza, z dużą ilością basenów i starych budowli. My spotkaliśmy tam miejscową rodzinę odbywającą w basenach kąpiel.

W drodze powrotnej musieliśmy jeszcze wjechać na miejscową „stację benzynową” czyli przydrożny stragan gdzie tankują paliwo z plastikowych butelek, stosując miarę na oko:)

Naszą podróż zakończyliśmy w restauracji Bebek Bengil Dirty Duck gdzie pojechaliśmy na słynną balijską kaczkę. Kaczka była smaczna i bardzo chrupiąc,a a sama restauracja jest dosyć duża ale przyjemnie urządzona, gdzie stoły stoją w grodzie.

Tak się zakończył pobyt w Ubud i ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem do Kintamani, gdzie naszym celem był wulkan Batur. Po drodze odwiedziliśmy tarasy ryżowe Tegalalang, na których kręcono kinowy hit „Jedz, módl się, kochaj”. Następnie zajechaliśmy do świątyni Pura Tirta Empul. To miejsce, gdzie od X wieku przybywają wierni aby oczyścić się w świętym źródle. Rzeczywiście miejsce jest bardzo popularne wśród Balijczyków, do świętych źródeł stale jest kolejka.

Indonezja słynie z pysznej kawy więc obowiązkowym punktem na naszej trasie była plantacja kawy Luwak. To kawa wytworzona z przetrawionych przez łaskuna ziaren kawowca. Dzięki temu procesowi kawa ma łagodniejszy i szlachetniejszy smak.

Po dotarciu do  Hotelu Lakeview, z którego rozciągał się piękny widok na jezioro Batur i wulkan, zaczęliśmy przygotowania do trekkingu na Batur.

W Indonezji znajduje się największe skupisko wulkanów na świecie. Jednym z najpiękniejszych wulkanów Indonezji jest właśnie Gunung Batur. Roztacza się z niego zapierający dech w piersiach widok na okolicę. W kraterze wulkanu znajduje się przepiękne jezioro. Warto udać się w to miejsce aby podziwiać zachód słońca, tak też uczyniliśmy. Samo podejście nie jest trudne tylko trochę męczące z powodu momentami bardzo miękkiego i osypującego się spod nóg podłoża. Na szczycie wulkanu nasi przewodnicy mieli dla nas niespodziankę w postaci pieczonych w gorącej wulkanicznej ziemi jajek i bananów. Gorące skały i unoszące się opary przypominają o tym że wulkan jest aktywny.

W końcu, po prawie dwóch intensywnych tygodniach, przyszedł czas na odpoczynek. Wybraliśmy na niego wyspę Gili Meno z pięknymi plażami, gdzie piasek jest delikatny jak nigdzie indziej. To jedna z trzech wysp archipelagu, reklamowana jako ta najspokojniejsza. Każdy znajdzie coś dla siebie. Są tu spektakularne zachody słońca, cudowne miejsca do snurkowania, a całą wyspę można zjechać rowerem lub obejść pieszo w niecałe 2 godziny. Tu nocowaliśmy w chatce Meno Dream Resort.

Niestety nie do końca możemy to miejsce rekomendować. Sam teren hotelu był zadbany,  pełen zieleni i często sprzątany. Śniadania były obfite i bardzo dobre, a personel miły. Jednak domek był ciasny i ciemny, a do ładnej plaży trzeba było się udać na drugą stronę wyspy. Koło naszego resortu była dzika, niezbyt czysta plaża, a droga do niej prowadziła przez zapuszczone tereny, gdzie budowano łódki, więc był hałas i bałagan. Jedyny plus był taki, że gdy oddaliśmy się od tej hałaśliwej części doświadczyliśmy pierwszego w życiu snurkowania z żółwiami w ich naturalnym środowisku.

Po leniuchowaniu na Gili Meno udaliśmy się na wyspę papryczki chili i tysiąca meczetów czyli Lombok. Tu spędziliśmy kilka cudownych dni w hotelu Qunci Villas. Bardzo polecamy to miejsce. Zadbany teren hotelu, przepyszne śniadania, cudowne widoki i nie narzucająca się obsługa to gwarancja udanego wypoczynku. Przyjemnie jest leżeć z drinkiem nad basenem i podziwiać miejscowych surferów szalejących na falach lub rybaków z wędkami, zanurzonych po szyję w wodzie. Na przeciwko hotelu znajduje się rodzinna restauracja Warung Sasak z bardzo miłą obsługą, gdzie możecie zjeść pyszne typowo indonezyjskie dania za nieduże pieniądze. Jeśli chcecie posnurkować to wystarczy przejść się plażą, a szybko pojawią się propozycje wycieczki łódką.

Wyspa Lombok nie jest tak znana jak Bali, jednak warta odwiedzenia. Jest zupełnie inna, o ile Bali tętni nocnym życiem, na Lombok można znaleźć wytchnienie.  Jeśli znudzi się Wam plażowanie możecie odwiedzić wodny pałac Taman Mayura lub tradycyjną wioskę Sade. Jeśli jednak plaży nigdy dość, to udajcie się na Kuta Beach lub Pantai Mawun, gdzie woda zachwyca swą krystaliczną przejrzystością, a piasek jest miękki jak mąka. Szczególnie polecamy Pantai Mawun. Miejsce to jest piękne, nie ma tam jeszcze wielkich hoteli ale budowa drogi wskazuje na to, że niedługo to się zmieni. Radzimy się pospieszyć.

Dla osób lubiących adrenalinę wspinaczka na wulkan Rinjani będzie dobrą alternatywą. My nie podjęliśmy się tego wyzwania, czego teraz bardzo żałujemy. Next time 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.