Beskid Wyspowy na weekend
Uwielbiamy aktywnie spędzać czas i po raz kolejny padło na góry. Spakowaliśmy namiot i ruszyliśmy w Beskid Wyspowy. Charakterystyczną cechą tego miejsca jest występowanie odosobnionych szczytów, stąd właśnie nazwa tego regionu. Najwyższy szczyt to Mogielica o wysokości 1170 m n.p.m. i to był nasz główny plan czyli zdobycie kolejnego szczytu Korony Gór Polskich (to był dopiero nasz ósmy szczyt więc jeszcze sporo przed nami 😅). Oczywiście nie tylko po to się tam wybraliśmy i przez weekend zdobyliśmy jeszcze poniższe szczyty Beskidu Wyspowego:
- Ćwilin 1072 m n.p.m
- Luboń Wielki 1022 m n.p.m
- Lubomir 940 m n.p.m
Razem daje to 4158 czyli prawie wysokość Mont Blanc hehe 🤣🤣🤣.
Mały spoiler, bardzo polecamy Beskid Wyspowy bo górki są fajne, widoczki zacne i mało ludzi 😁👍. Szkoda tylko, że nie ma zbyt wielu schronisk, a dokładnie są raptem dwie sztuki ale za to małe i urocze 😍. Jeszcze długo będziemy szczerzyć się na samo wspomnienie donośnych krzyków z kuchni nawołujących po odbiór zamówionego żarełka: „kicha dla Pana Roberta, dwie kiełbachy dla Pani Zosi”🤣🤣🤣.
Pierwszego dnia ruszyliśmy łatwą trasą ze schroniska na Kudłaczach (spaliśmy tam pod namiotem) na górę Lubomir, która jest najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego i tym samym jest jednym ze szczytów Korony Gór Polskich. Góra nosi nazwę od nazwiska księcia Kazimierza Lubomirskiego, który ofiarował teren na szczycie góry pod budowę obserwatorium astronomicznego. Niewielkie obserwatorium zostało zbudowane w 1922 roku i stało tam do roku 1944, kiedy zostało spalone przez niemieckich żołnierzy w czasie walk z polskimi partyzantami. Dopiero w 2007 roku obserwatorium zostało odbudowane, niestety z powodu Covid-19 nie udało nam się wejść do środka.
Następnie cofnęliśmy się trochę do skrzyżowania z żółtym szlakiem, którym zeszliśmy na Suchą Polanę na przełączy Suchej. Na polanie znajduje się tablica upamiętniająca zgrupowanie partyzanckie, które operowało w tym regionie. Z Suchej Polany poszliśmy na Kamiennik, z którego rozpościera się panorama na południe, widać jezioro Dobczyckie, a w oddali można zobaczyć nawet Kraków. Szlak prowadzi cały czas przez las, sam szczyt góry łatwo przeoczyć bo oznaczony jest tylko kamieniami. Z Kamiennika zeszliśmy do Poręby, gdzie chwilę odpoczęliśmy i dalej przez Działek wróciliśmy do schroniska na Kudłaczach. Trasa jest łatwa i przyjemna, nam jej przejście zajęło 6 godzin. Tym razem zamiast ponownie spać pod namiotem na polu przy schronisku, dogadaliśmy się z właścicielem pobliskiego parkingu, który pozwolił nam się tam rozłożyć na kolejne dwie noce. Bardzo nam to pasowało bo miejsce spokojne i z super widokiem. Początkowo mieliśmy w planie spędzić noc przy schronisku ale cena 20 zł. za osobę w namiocie bez możliwości skorzystania z łazienki wieczorem (zamknięte schronisko) to lekka przesada.
Następnego dnia ruszyliśmy na kolejny szczyt Korony Gór Polskich czyli Mogielicę, najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego o wysokości 1170 m n.p.m. Wybraliśmy szlak zielony z przełęczy Rydza-Śmigłego. Zaczęło się falstartem bo Robert zostawił kluczyki w samochodzie i musiał zrobić szybki powrót 😀. Dalej już wszystko poszło zgodnie z planem. Ponieważ ruszyliśmy dosyć wcześnie rano, to na szlaku było pusto. Ten zielony na odcinku do Polany Wyżnikówki jest stromy i trochę dał nam w kość. Sama polana jest świetnym miejscem na odpoczynek (i małe co nieco, bo na górze niestety nie ma schroniska) i są z niej lepsze widoki niż ze szczytu. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy na szczyt. Podejście jest krótkie i już nie tak strome jak wcześniej. Niestety wieża widokowa na Mogielicy jest zamknięta ze względu na kiepski stan techniczny. Kilkadziesiąt metrów od szczytu znajduje się pamiątkowy krzyż poświęcony Janowi Pawłowi II, który bywał na Mogielicy. Rozpościera się stąd ładny widok na okoliczne góry. W 1944 roku na zboczach tej góry rozbił się niemiecki bombowiec Heinkel He 111, dziś na szczycie znajduje się tablica z informacją o tym zdarzeniu. Nie lubimy wracać tą samą drogą więc ze szczytu wróciliśmy szlakiem żółtym do Słopnic, który jest łatwiejszy niż zielony.
A, że było nam mało, to obiad postanowiliśmy zjeść w schronisku na Luboniu Wielkim 😁. Tylko 2 godziny marszu bystro w górę, a na miejscu czekały na nas pyszności i zimny browarek 🤤😍. Na Luboń poszliśmy żółtym szlakiem z Rabki Zaryte, który jest dość stromy, a jego najtrudniejszy odcinek to Perć Borkowskiego. Perć prowadzi przez osuwisko skalne i było tam trochę emocji. Na szczycie znajduje się wspomniane, niewielkie schronisko czyli cel naszej wspinaczki 😊. Schronisko ma wyjątkową bryłę, na piętrze znajduje się sala z oknami na cztery strony świata. Niestety z powodu koronawirusa nie mogliśmy wejść do środka. Z Lubonia zeszliśmy niebieskim szlakiem, który jest o wiele łatwiejszy niż żółty.
W dniu wyjazdu postanowiliśmy zdobyć jeszcze jeden szczyt Beskidu Wyspowego czyli Ćwilin o wysokości 1072 m n.p.m. Ruszyliśmy szlakiem zielonym z Jurkowa. Nie jest on zbyt wymagający, my pokonaliśmy go w 1,5 godziny. Na szczycie zaskoczył nas widok kilku namiotów i pożałowaliśmy, że sami nie zdecydowaliśmy się na taki nocleg. Przy ładnej pogodzie z Ćwilina rozpościera się piękna panorama na szczyty Beskidu, Gorce, a w oddali widać zarys Tatr. Wróciliśmy tym samym szlakiem i to niestety był koniec naszej wycieczki w te piękne góry.
W Beskidzie Wyspowym byliśmy od 14 do 16 sierpnia 2020 roku.