W Rumunii nad Morzem Czarnym
Życie, a właściwie pogoda, zweryfikowała nasze plany. Mieliśmy spędzić trzy dni w górach Bucegi ale okazało się, że będzie tam lało przez cały ten czas, a na dodatek ma być tylko 8 stopni 🙈. Na takie temperatury to my ciuchów nie mieliśmy 🤣. Po analizie prognoz pogody ruszyliśmy nad morze. Nie mieliśmy tego w planie ale w sumie to trochę odpoczynku nam się przyda bo męczący był ten urlop, a po ostatnim trekkingu nadal bolały nas nogi 😆. Jeszcze tylko opłata za przejazd mostem nad Dunajem czyli 13 lei (ok. 13 zł) w jedną stronę i możemy plażować. Jako miejsce odpoczynku wybraliśmy wieś 2 Mai, ponoć spokojniejszą od Vama Veche. Za nocleg w pensjonacie zapłaciliśmy 560 zł za 3 noce. Nie polecamy miejscówki bo to nic specjalnego, mały ciemny pokój z mini łazienką. Zresztą samo miasteczko też mało ciekawe. Po przyjeździe zrzuciliśmy bagaże i ruszyliśmy na obiad do knajpki nad samym morzem Micul Golf. Zamówiliśmy mule z frytkami i piwo. Koszt ok. 70 zł. za 2 porcje. Było dobre i z fajnym widokiem na morze więc kolejne posiłki też tam planowaliśmy.
Skoro sytuacja wymusiła na nas dwudniowy pobyt nad tutejszym Morzem Czarnym, to postanowiliśmy to wykorzystać. Niestety to, co zobaczyliśmy, jeśli chodzi o plaże, to totalnie nie nasza bajka. Oczywiście domyślaliśmy się, że tak będzie. W związku z tym, że żadne z nas plażowe bestie, to jeśli już mamy spędzić czas nad morzem, to będzie to Bałtyk poza sezonem lub plaża będzie z tych rajskich albo wcale 😁. Nie dziwi nas, że 99% blach to rumuńskie bo raczej mało kto spoza Rumuni przyjechałby tu na PiS (plażing i smażing), choć oczywiście zdarzają się śmiałkowie. Plaże całe były zastawione leżakami i parasolami, jedynie parawanów brak :). Tam, gdzie nie ma leżaków stoją namioty, niektóre tak blisko morza, że woda prawie wdziera się do środka. Nie trudno też spotkać na plaży golasa, czasami trudno rozpoznać czy to plaża naturystów czy już nie.
Konstanca
Co więc można tu robić, jak nie plażować? Pierwsze kroki skierowaliśmy do Konstancy. To dawna grecka osada, a teraz piąte co do wielkości pod względem liczby ludności miasto. To również największy port handlowy w Rumunii. Konstanca jest również znanym ośrodkiem turystycznym ze słynnym kąpieliskiem morskim Mamaja i z piaszczystą plażą o długości ok. 8 km. Przejechaliśmy wzdłuż ulicą i ciężko dojrzeć morze i plażę bo zasłaniają je same hotele. My ruszyliśmy w miasto aby zweryfikować co interneta piszą o tym miejscu bo opinie są skrajne i w sumie to sami nie wiedzieliśmy czego się spodziewać.
Zaczęliśmy od prozaicznej czynności jaką jest parkowanie. Niestety w całym mieście obowiązuje taki sam system płatności czyli ściągasz aplikację i wysyłasz z niej sms’a z numerem rejestracyjnym auta. Problem tylko taki, że musisz mieć rumuński numer telefonu bo z obcego płatności nie ściągnie. Więc nie zapłaciliśmy i pytanie czy mandat przyjdzie nam do domu, bo za wycieraczką nic nie było.
Konstanca to miasto z bardzo długą historią, zostało założone przez Greków w VI w p.n.e. pod nazwą Tomis. W I w. p.n.e miasto zostało włączone do imperium rzymskiego, ostatnie lata swego życia spędził tam Owidiusz po wygnaniu z Rzymu. W IV w. n.e. Rzymianie założyli nową dzielnicę nazwaną Constantiana, na cześć cesarza Konstantyna, a za czasów Bizancjum nazwano tak całe miasto. Później przez ponad 400 lat Konstancja należała do Turków. Dopiero od 1878 roku Konstanca jest częścią Rumunii. Mieszankę kultur widać w Konstancy na każdym kroku do dzisiaj. Znajdziecie tu cerkwie prawosławne, meczety i kościoły katolickie. Najsłynniejszym budynkiem Konstancy jest kasyno stojące przy nadmorskim bulwarze. Kasyno zostało zbudowane w 1910 r. w stylu secesyjnym i działało 38 lat. Za komuny był tam dom kultury, a później budynek został opuszczony, ponieważ był mocno zaniedbany i można go było podziwiać tylko z zewnątrz. My nie mogliśmy tego zrobić bo kasyno w końcu doczekało się remontu i widzieliśmy tylko rusztowania. Ale jeśli chcecie zrobić sobie zdjęcie na tle kasyna to nic straconego, przedsiębiorczy Rumuni oferują możliwość zrobienia fotki na tle plakatu ze zdjęciem tej budowli.
W Konstancy odnajdziecie wiele zaniedbanych albo całkiem opuszczonych zabytkowych kamienic. Pomiędzy nie, po II Wojnie Światowej, wciśnięto paskudne bloki. Na szczęście część zabytkowych budowli jest odrestaurowywana. Może z zewnątrz nie prezentuje się jakoś specjalnie okazale, ale warto zajrzeć do Katedry św. Piotra i Pawła, której wnętrze pokryte jest pięknymi malowidłami. Żeby zobaczyć panoramę starego miasta, warto wspiąć się na minaret meczetu Mahmuda, z którego rozpościera się ładny widok na miasto i okolicę. Głównym punktem starego miasta jest plac Owidiusza, gdzie znajdziecie wiele restauracji i muzeum archeologiczne. My trafiliśmy na koncert jazzowy, a że ludzi było bardzo mało i miasto wydawało się nieco senne, to udało nam się trochę zrelaksować. Obok muzeum znajduje się brzydki trzypiętrowy budynek kryjący nieźle zachowane mozaiki z czasów starożytnych. Mozaiki mają powierzchnię ponad 800 m2 , znajdują się na najwyższej z trzech kondygnacji budynku handlowego z czasów Rzymskich, na niższych piętrach znaleziono magazyny z dziesiątkami amfor i innych przedmiotów. Do Konstancy jechaliśmy z dość sceptycznym nastawieniem, nie wiedząc w sumie, czego możemy się po niej spodziewać, a musimy stwierdzić, że spodobało nam się w tym mieście, poczuliśmy się tutaj odrobinę jak w naszej ukochanej Hawanie.
Vama Veche
Drugiego i jednocześnie ostatniego dnia naszego pobytu nad Morzem Czarnym udaliśmy się do słynnej Vama Veche. Spacer plażą od naszego miejsca zamieszkania to ok. 5 km. Najpierw szliśmy klifem i stwierdziliśmy, że to fajne miejsce na nocleg na dziko w aucie lub namiocie. Widoczki na morze, bez tłumu ludzi to dodatkowy atut. Potem stwierdziliśmy, że czas zejść na plażę. Jak można krótko opisać ten spacer? Na każdym skrawku dzikiej plaży opalają się golasy 🤣🤣. A jak kończą się golasy, to zaczyna się dziki kamping na plaży, że ciężko przejść. Ponadto, dzikusy zanieczyszczają plażę robiąc z niej swoją toaletę, co powoduje, że spacer staje się mało przyjemny.
Co do samego Vama Veche, to w internecie można przeczytać różne opinie. Że to mekka starych hipisów, że imprezownia, że na ulicy dzieciaki zagadują i okradają, że to fajne luzackie miejsce, albo że totalnie przereklamowane. Jak dla nas to mieszanka tego wszystkiego, na szczęście za wyjątkiem ulicznych kradzieży. Vama Veche swoją hipisowską sławę zyskało w czasach dyktatury Ceausescu, przyjeżdżali tam buntownicy i artyści, którzy nie zgadzali się z linią władzy. Po upadku reżimu, zaczęli tam przyjeżdżać normalni turyści, a dzisiaj jest to już typowa nadmorska imprezownia. Wzdłuż plaży stoi bar przy barze, z płatnymi leżakami. Koszt wypożyczenia na cały dzień to dodatkowy 35 lei (ok. 35zł) w tygodniu i 50 lei (ok. 50 zł) w weekend. Baldachim to koszt 100-150 lei (ok. 100-150 zł). Małe piwko Ursus przy plaży to 9 lei (ok. 9 zł), a w pobliskim sklepie za duże piwo 5 lei (ok. 5 zł). W bocznych uliczkach są sklepiki i markety oraz chiński pierdolniczek i rękodzieło oraz street food. Ceny za burgera, falafela, pizze itp. od 20 lei (ok. 20 zł) w górę, pieczona lub gotowana kukurydza 6 lei (ok. 6 zł). My zasiedliśmy na leżaczku pod parasolem w barze Yolo. Tu się płaci za materac na leżak, więc my jak cebule zalegliśmy na leżakach bez materaca za free😁😁. Po dwóch godzinach wszystkie leżaki się zapełniły i obsługa bardzo nas przepraszając poprosiła abyśmy oddali leżaki innym, którzy za nie zapłacili. Nam się Vama Veche nie spodobało i cieszyliśmy się, że na nocleg wybraliśmy spokojne, acz mało ciekawe, 2 Mai. Po spędzeniu kilku dni nad Morzem Czarnym w Rumunii, zdecydowanie stwierdzamy, że to nie nasza bajka i raczej nie mamy w planie powrotu w te okolice.
Nad Morzem Czarnym byliśmy od 27 do 29 sierpnia 2021 roku.