Azja,  Oman

Wadi w Omanie

Jak kilkoma słowami opisać Oman? Nam, po miesięcznym tripie, ten kraj kojarzy się z pustynią, morzem, górami, wielbłądami i…no właśnie z wadi. To doliny występujące na obszarach pustynnych, które w czasie opadów deszczu wypełniają się wodą, tworząc niekiedy wartkie, długie i kręte rzeki. W Omanie wiele wadi to głębokie wąwozy, w których między głazami tworzą się malownicze baseny. I tu od razu uwaga, podczas planowania wycieczki lub noclegu w wadi, warto mieć na uwadze pogodę, a to ze względu na zjawisko błyskawicznych powodzi (flash floods), które są szczególnie niebezpieczne właśnie w wadi. Z powodu ulewnych opadów, woda przedziera się między górami i z suchego wadi potrafi w kilka minut zrobić rwącą rzekę. Również w takich przypadkach zalewa drogi, przy których na te okoliczność są umieszczone słupki, wskazujące poziom wody. Oczywiście nie zdarza się to zbyt często, ale warto obserwować prognozę pogody, jeśli chce się spędzić noc w wadi.

Ile jest wadi w całym Omanie? W internecie jest lista około sześćdziesięciu ale jest ich znacznie więcej. Wielokrotnie jadąc autem widzieliśmy kierunkowskaz na jakieś nieznane nam wadi. W poniższym wpisie znajdziecie tylko te, które odwiedziliśmy i możemy polecić. Do części z nich da się dojechać tylko autem 4×4.

Wadi al Shab

To jedno z bardziej popularnych Wadi. Znajduje się około 140 km. od Maskatu i poznawanie Omanu zaczęliśmy właśnie od niego bo udaliśmy się tam zaraz następnego dnia po przylocie do tego kraju.

To dość turystyczne miejsce więc nie będzie problemu aby się do niego dostać. Do wadi przepływa się łódką za 1 OMR (ok. 12,00 zł) w obie strony, która płynie ok. 1 minuty. Nieopodal miejsca, skąd odpływa łódka jest parking, gdzie można zostawić samochód. Uwaga, my dojechaliśmy tam dopiero około godziny 12.00 i ciężko było znaleźć wolne miejsce, dlatego lepiej być tam rano. Zresztą nie tylko ze względu na parking warto być tam wcześnie, ludzi w wadi wtedy też jest mniej, a kiedy my byliśmy po południu, to ciężko było znaleźć spokojne miejsce. Koło parkingu jest też toaleta i restauracja (nie jedliśmy w niej więc nie możemy polecić).

Przed wejściem na łódkę można wypożyczyć pokrowce wodoodporne i kapoki. To szczególnie ważne, jeśli mamy w planie popłynąć do jaskini, co absolutnie polecamy. Po przepłynięciu łódką na drugą stronę, czeka nas około 45 minutowy, sympatyczny trekking wśród skał i częściowo po falajach. Dla własnej wygody, dobrze mieć buty z porządniejszą podeszwą.

Wąski kanion z turkusową wodą, a na końcu mały wodospad i jaskinia. Naprawdę robi to wrażenie.

Najlepiej po przybyciu zostawić ubrania na skale i od razu płynąć do jaskini. My tak zrobiliśmy bo po przybyciu okazało się, że jest sporo ludzi wokół basenu. Jaskinię polecamy raczej osobom umiejącym pływać bo momentami jest dość głęboko. Osoby czujące się mniej pewnie mogą wypożyczyć kapok, o czym pisaliśmy wcześniej. Można też skorzystać z worka wodoodpornego i traktować go jako awaryjną podpórkę 😊. Po ok. 10min. płynięcia i przechodzenia przez skałki w wodzie, dociera się do jaskini. Co my zobaczyliśmy po wpłynięciu do niej? Światło, wpadające do jaskini przez przesmyk, które wyglądało po prostu pięknie. Następnie wzrok pada na mały wodospad, z którego zwisa sznur, po którym można było wspiąć się wyżej. W jaskini nie ma możliwości aby przycupnąć bo wszędzie są pionowe skały. Można za to chwycić się ich i odpocząć przed drogą powrotną 😊. 

Tak naprawdę można tam spędzić cały dzień, tylko trzeba pamiętać o zabraniu czegoś do jedzenia i picia. Jak wspomnieliśmy, my dotarliśmy tam dość późno, bo dopiero po godzinie 12.00, a trzeba mieć na uwadze, że o godzinie 17.00 odpływa ostatnia łódka.

Wadi al Arbeieen

Kolejnym odwiedzonym przez nas wadi było Al Arbeieen (inaczej Al. Arbaeen).

Na początek dojechaliśmy do wioski, gdzie zostawiliśmy auto. Uwaga bo są dwie drogi do wadi, my zjechaliśmy z autostrady w tym miejscu 23.10845, 58.98198.  Droga jest szutrowa ale dobrze utrzymana i bez dużych wertepów, często są też znaki kierujące do wadi. Dopiero przed samą wioską trzeba przejechać przez potok. Druga opcja to zjazd w miejscowości Dibab i przejazd dnem wadi ale ta droga jest trudniejsza i wymaga samochodu 4×4, często trzeba przejeżdżać przez rzekę, a woda może być w niektórych miejscach głęboka. Z wioski ruszyliśmy w dół, na drugą stronę wadi, gdzie sympatyczna kobieta skierowała nas w stronę falaja. Uwaga, nie należy iść w stronę wodospadu, który jest przed wioską, tylko przejść przez wioskę. My właśnie swoje pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę wodospadu i trochę błądziliśmy, przedzierając się przez krzaki. Na szczęście zawsze można liczyć na życzliwość Omańczyków.

Ależ sympatycznie się szło wśród palm i innej roślinności, gdzie prowadził falaj wyznaczający drogę 😊. W pewnym momencie, zaraz po minięciu drugiej furtki, skała zagrodziła nam drogę i niestety musieliśmy zejść z falaja na dół, gdzie droga prowadziła już po kamieniach i trochę trzeba było się nagimnastykować. Nie ma tam wytyczonego szlaku, samemu trzeba szukać przejścia między głazami, momentami czuliśmy się jak kozice górskie.

Minęliśmy pierwszy basen i tak nam się spodobał, że już chcieliśmy się rozkładać ale postanowiliśmy iść dalej i sprawdzić czy może, gdzieś tam dalej nie kryje się jeszcze lepsza miejscówka. Mijaliśmy kolejne baseny i w końcu zatrzymaliśmy się przy basenie z dwoma małymi wodospadami. Dalej drogę zagradzały ogromne głazy. Na pewno gdzieś między nimi było przejście ale dla nas było już dość atrakcji. Miejscówka którą znaleźliśmy była piękna. Było tam cicho, spokojnie, dziko i byliśmy totalnie sami. Odeszła nam ochota na dalszy trekking więc rozłożyliśmy rzeczy i poszliśmy popływać. Woda była super, nie za zimna, nie za ciepła, w sam raz aby się schłodzić. Spędziliśmy tam trochę czasu, odpoczywając i mając to miejsce tylko dla siebie. Przejście całego wadi Arbeieen zajmuje podobno ponad 3 godziny, a na końcu kryje się wodospad. My tak daleko nie doszliśmy, woleliśmy spędzić więcej czasu mocząc się w basenie.

Wadi Tiwi

Trasa samochodowa prowadzi wąską drogą przez Wadi Tiwi, czasami dosłownie pomiędzy domami. Jest naprawdę bardzo wąska, kręta i ma strome podjazdy. Na szczęście jest betonowa 😊 więc poradzą tam sobie nawet zwykłe sedany bez napędu 4×4. Samochód zostawiliśmy w wiosce na powiedzmy „parkingu”…, kilkaset metrów przed wioską Mibam. Najpierw dojechaliśmy do Mibam ale tam zaczepiali nas ludzie proponujący, że nas zaprowadzą do wodospadu, więc szybko stamtąd uciekliśmy. Było to nasze pierwsze zetknięcie z takim zachowaniem w  Omanie i jeszcze ze dwa razy się z tym zetknęliśmy, właśnie w bardziej turystycznych miejscach. My postanowiliśmy iść sami bo nie lubimy korzystać z takich samozwańczych przewodników.

Na początku zeszliśmy w dół przez wioskę między (dosłownie) domami na dno wadi. Dalej poszliśmy wzdłuż wadi, szukając ścieżki między głazami. Czasami brodziliśmy w wodzie po pas więc wodoodporne worki to absolutna konieczność. Zresztą w innych wadi też się przydają. Droga jest dość trudna, nie ma szlaku i trzeba samemu kombinować jak iść. W upał było to mega męczące ale też dawało sporo frajdy. W końcu po ok. 1,5h dotarliśmy do dużego basenu. Na jego końca jest mały ale ładny wodospad, o u góry widać plantacje palm w wiosce Mibam. Postanowiliśmy tam zostać bo miejsce nas zachwyciło i ponownie byliśmy totalnie sami.

Spędziliśmy czas kąpiąc się i wygrzewając na skale. W pewnym momencie wpadliśmy na pomysł aby wrócić „na skróty”. To trochę takie nasze „zboczenie”, że zawsze szukamy inne drogi powrotnej by nie wracać tym samym szlakiem 😊. Na początek przedostaliśmy się po skałach na drugą stronę basenu, co okazało się być naprawdę niełatwe, a następnie zaczęliśmy się wspinać w stronę tarasów z palmami. Nie był to to dobry pomysł bo podejście było bardzo strome. Odnieśliśmy kilka małych ran ale udało nam się tam wdrapać. Czy zaoszczędziliśmy czas, wracając „na skróty”? Szczerze wątpimy ale przynajmniej było wesoło. Momentalnie na drodze we wsi zgarnęli nas lokalsi i na pace dowieźli do naszego auta więc zaliczyliśmy stopa.

Wadi Bani Khalid

To najpopularniejsze wadi i jest dość komercyjne ale nie odbiera mu to uroku. To pierwsze odwiedzone przez nas wadi, gdzie była restauracja, a nawet mobilne przebieralnie. Jest też dość duży parking, przy którym jest coffee shop. Pomimo tego, że to bardzo turystyczne miejsce, można tu spotkać wielu mieszkańców Omanu więc na trasie znajdują się tabliczki informujące o stosownym stroju tj. zakrywamy ramiona oraz kolana i zero bikini. Kasia kąpała się w koszulce i uciętych leginsach, a Robert w szortach do kolan i również w koszulce. Oczywiście nie wszyscy stosują się do tych zasad i bardzo nas to dziwi, że niektórzy turyści przyjeżdżają do obcego kraju i nie szanują zasad tam panujących.

I teraz ogłoszenie parafialne, nie zatrzymujcie się przy pierwszym basenie z restauracją, tylko idźcie dalej po skałach (spokojnie, prowadzi tam szlak, a nie jakieś dzikie przejście). Bo dopiero tam zaczyna się robić mega fajnie 😊. Mija się mniejsze baseny pośród skał, gdzie przy każdym znajduje się namiocik-przebieralnia. My dotarliśmy tam ok. 9.00 i przez trochę czasu byliśmy sami. Rozłożyliśmy swoje rzeczy na piasku nieopodal wody i ruszyliśmy na eksplorację. Później zaczęli schodzić się ludzie więc przenieśliśmy swoje rzeczy na skały, gdzie prażyliśmy się niczym jaszczurki i chłodziliśmy w wodzie 😁. Można tam popływać między skałami i robi to duże wrażenie. Momentami jest dość głęboko więc można skakać ze skał. Wg nas można sobie darować spacer do jaskini, do której prowadzą znaki, to nic ciekawego.

Wadi Bani AWF

My przejechaliśmy to wadi od strony miasta Al Hamra więc najpierw stromą asfaltową drogą wjechaliśmy na Jabal Hatt, skąd jest niesamowity widok na góry. Jest to też popularne miejsce kempingowe wśród miejscowych więc w weekend może tam być tłoczno. Z góry można dostrzec m.in. wioskę Bilad Sayt, do której zaczęliśmy zjazd.

Następne kilkanaście kilometrów to było wyzwanie dla naszego samochodu i hamulców. Musieliśmy pokonać 1000 metrów przewyższenia w dół szutrową drogą, czasami wyboistą, krętą i bardzo wąską. Kilka razy musieliśmy przepuszczać samochody jadące w druga stronę. Widoki po drodze były niesamowite, aż ciężko się było skupić na drodze. Dla Roberta, który kierował była to super zabawa, dla Kasi, którą nieźle bujało, było trochę gorzej 😊

Po zjechaniu na dół minęliśmy boisko do piłki nożnej ze sztuczną trawą, zbudowane kiedyś przez Audi w ramach kampanii reklamowej. Boisko powstało dla chłopca z wioski, który chciał zostać Arabskim Messim. Nie wiadomo ile w tym prawdy, a ile marketingowej bajki, ale faktem jest, że boisko ze sztuczną trawą nadal jest i stało się turystyczną atrakcją. Film promocyjny możecie obejrzeć tutaj. Boiska do piłki nożnej można spotkać w prawie każdej wiosce w Omanie ale w większości są to boiska ziemne, bez żadnej murawy więc to boisko ze sztuczną trawą, zbudowane w trudno dostępnej wiosce ukrytej wśród gór, jest naprawdę wyjątkowe.

Samo Bilad Sayt z daleka wygląda całkiem ładnie, otoczone jest gajem palmowym i poletkami różnych upraw. Powoli z wioski na końcu świata zmienia się w bazę turystyczną, nad wioską właśnie powstaje hotel. Bilad Sayt jest punktem wypadowym do Snake Canyon i na górskie szlaki.

Jadąc dalej, zatrzymaliśmy się przy jakiejś odnodze Snake Canyon. Weszliśmy kawałek w głąb wąskiego kanionu, aż do punktu, gdzie trzeba wskoczyć do wody. Snake Canyon to turystyczna nazwa kanionu Seer Al Zamah, podobno miejscowi nie lubią tej angielskiej nazwy. Nazwę zawdzięcza swojemu kształtowi bo wygina się jak wąż, można tam też podobno spotkać węże ale one raczej uciekają od ludzi. Żeby przejść większą część kanionu, trzeba skorzystać z pomocy przewodnika i specjalistycznego sprzętu do canyoningu, więc sami się tam raczej nie pchajcie. Kanion ma kilka odnóg, a trasa jest jednokierunkowa, trzeba skakać ze skał do basenów i zjeżdżać na linie.

Dalej pojechaliśmy do Little Snake Canyon i gdyby nie samochody stojące na poboczu, to pewnie byśmy ominęli to miejsce, bo nie ma tam żadnych oznaczeń, a wejście jest kawałek od drogi. Wysokie ściany kanionu robią wrażenie, a dalej jest spore jeziorko, w którym można popływać. Żeby je ominąć trzeba wspiąć się na skały, my próbowaliśmy iść dalej ale trudno było znaleźć przejście między skałami więc wróciliśmy.

Wadi Ghul

Na początku przy głównej drodze jest punkt widokowy na malowniczą, otoczoną palmami i innymi uprawami, opuszczoną wioskę. Po drugiej stronie wadi widać wioskę Ghul. Koniecznie trzeba się tam zatrzymać bo widok naprawdę robi wrażenie. Przy okazji można nabyć rękodzieło np. dywaniki, szale, bransoletki itp. W tym miejscu zaczyna się też szlak W6, którego częścią jest szlak Balcony Walk, o którym napiszemy w kolejnym wpisie. Następnie trzeba zjechać do wadi, droga prowadzi dnem Wielkiego Kanionu Arabii, czyli jednego najgłębszych kanionów na świecie, aż do wioski Al Nakhr. Niektóre źródła podają, że kanion ma ponad 2000 metrów głębokości inne, że znacznie mniej ale na pewno kanion od dołu i od góry robi niesamowite wrażenie. My przejechaliśmy tylko kawałek bo było już późno oraz zbierało się na deszcz ale i tak było bardzo ciekawie. Było to też prawdziwe wyzwanie dla naszego Suzuki Vitara. Jechaliśmy dnem wadi między ogromnymi kamieniami, czasami przez wodę, a wokół otaczały nas na wysokie i strome zbocza kanionu.

Wadi Sinaq

Kolejne wadi, w którym spędziliśmy noc pod namiotem. To jednak zupełnie inne wadi niż te, które wcześniej widzieliśmy. Jest tam dużo palm, zieleni i wody. Wokół wysokie skalne zbocza, a w oddali słychać szum morza. Naprawdę piękne miejsce i bardzo się cieszymy, że trafiliśmy tam, choć był to totalny przypadek. Szukaliśmy po prostu jakiegoś miejsca na nocleg po długiej drodze i wypatrzyliśmy tę oazę z drogi. Wystarczyło z niej zjechać, przejechać kawałek i już się było w palmowym raju 😊

W Omanie byliśmy od 14 grudnia 2022r. do 10 stycznia 2023r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.