Europa,  Polska

Bieszczady potrafią zaskoczyć

Tegoroczny wyjazd w Bieszczady był dla nas inny pod kilkoma względami. Po pierwsze poza sezonem, co wiązało się z tym, że o pysznych naleśnikach z jagodami w Chacie Wędrowca mogliśmy tylko pomarzyć. Po drugie wyjazd odbył się w czasie koronaświrusa więc inne knajpki, w tym słynna Siekierezada, też były nieczynne. Po trzecie wyjazd był w większym gronie i naszym szacownym towarzystwem byli Natalia i Dominik z @bochciectomoc. Dziękujemy im za wspaniałe chwile oraz wiele pięknych zdjęć i polecamy ich kanał na YouTube A po czwarte doświadczyliśmy nagłego przejścia z pięknej jesieni pierwszego dnia wędrówki po górach do ataku niezłej zimy w kolejnych dniach, która tym razem zaskoczyła nie tylko drogowców 😅.

Uwielbiamy Bieszczady i chętnie tu wracamy. Pierwszego dnia naszego pobytu na rozgrzewkę wybraliśmy żółty szlak z Wetliny na Połoninę Wetlińską. Poszliśmy żółtym szlakiem na przełęcz Orłowicza, a dalej czerwonym w kierunku połoniny. Szlak jest łatwy i dosyć popularny ale covid spowodował, że byliśmy praktycznie sami. Na przełęczy mgła była tak gęsta, że odpuściliśmy sobie zdobywanie Smerka i od razu poszliśmy na połoninę. Wędrówka szlakiem przez mgły miała swój urok ale z biegiem czasu pogoda zaczęła się poprawiać i na Osadzkim Wierchu mieliśmy już pełne słońce. Połonina ukazała nam się w swojej pełnej, jesiennej okazałości, a w dolinach widać było chmury.  Ponad chmurami, jak na dłoni, widać było Połoninę Caryńską, Tarnicę i Rawki. Ależ to było piękne. Zrobiliśmy sobie tam krótki postój na małe co nie co i obowiązkową sesję zdjęciową. Chyba zgodzimy się ze stwierdzaniem, że właśnie w jesiennej kolorystyce Bieszczady wyglądają najpiękniej. Choć po obejrzeniu najlepszego polskiego serialu ever czyli Watahy, zachciało nam się odwiedzić te regiony również zimą (uwaga mały spojler, trochę nam się to udało w trakcie tego wyjazdu 😊). Szkoda tylko, że akurat trwa przebudowa Chatki Puchatka bo chętnie wstąpilibyśmy tam na piwko. Chatka w nowej formie ma wrócić w 2021 roku. W związku z tym, że się wypogodziło i mgły ustały, wracając z Połoniny Wetlińskiej weszliśmy jeszcze na Smerek. Nie spędziliśmy tam jednak dużo czasu bo jakaś ekipa zrobiła tam sobie wiejską dyskotekę. Serio, nie rozumiemy dziwnego zwyczaju puszczania głośniej muzyki na szlaku.

Kolejny dzień w Bieszczadach zdecydowanie zaskoczył nas pogodą. Ruszyliśmy na Połoninę Caryńską czerwonym szlakiem z Ustrzyk Górnych do Brzegów Górnych. Planowaliśmy trasę w drugą stronę ale przy parkingu w Brzegach złapał nas miejscowy przewoźnik i zaproponował transport do Ustrzyk. Jak widać nawet w czasach pandemii interes się kręci. Na początku szlaku trzeba było brodzić w błotku,  dopiero wraz z początkiem podejścia zrobiło się sucho. Gdy ruszaliśmy na szlak było mgliście i pochmurno ale liczyliśmy, że tak jak poprzedniego dnia,  pogoda się poprawi. Jednak im byliśmy wyżej, tym robiło się zimniej i zaczął padać śnieg. Zamiast złotej polskiej jesieni nastała zima. Oszronione drzewa robiły niesamowite wrażenie. Gdy wyszliśmy z lasu, wkroczyliśmy niczym w krainę zimy. Cała połonina była biała, padał śnieg, a im wyżej, tym wiatr był coraz zimniejszy. Wokół nic nie było widać, wiatr wiał prosto w twarz, niosąc zmrożone płatki śniegu. Nie było warunków aby zatrzymać się na odpoczynek i piknik na górze. Dopiero gdy doszliśmy do Kruhlego Wierchu spotkaliśmy jakichś ludzi. Im dalej szliśmy tym spotykaliśmy więcej ludzi, podobnie jak my zaskoczonych pogodą panującą na szczycie. Zejście z połoniny w kierunku Brzegów Górnych jest dosyć strome, a w jesienno-zimowej aurze jest tam ślisko.  Spotkaliśmy sporo turystów z przypadku kiepsko sobie radzących z tym podejściem. Przez warunki pogodowe i fakt, że mało co było widać więc o kontemplacji widoków nie było mowy, pokonaliśmy ten szlak szybciej niż planowaliśmy. Za to mieliśmy więcej czasu na granie w Pandemic Legacy😊 bo tak właśnie spędzaliśmy wieczory. Razem z Natalią i Dominikiem lepiej sobie poradziliśmy z pandemią niż nasz rząd.

Trzeci dzień w Bieszczadach to wyprawa na Rawki. Poszliśmy zielonym szlakiem z przełęczy Wyżniańskiej. Na początku szliśmy drogą do Bacówki pod Małą Rawką, dalej poszliśmy w las, gdzie rozpoczęła się wspinaczka. Byliśmy na Rawkach kilkanaście lat temu i pamiętaliśmy strome podejście, które dawało w kość. Dziś ten szlak jest o wiele prostszy dzięki schodom na najbardziej stromych fragmentach. Wejście na Wielką Rawkę zajęło nam 2 godziny. Wraz z wysokością jesień zmieniała się w zimę. Schody przed szczytem Małej Rawki pokryte były lodem, co szczególnie utrudniło nam schodzenie. Kasia zaliczyła glebę, na szczęście bez przykrych konsekwencji. Na szczycie Małej Rawki i dalej aż do Wielkiej, zima w pełni. Zamarznięte trawy przypominały koralowce, krzaki miały lodowe pazury. Betonowy słup, który stoi przy szlaku na Wielką Rawkę był ozdobiony lodem. Momentami szlak był bardzo śliski ale obyło się bez wypadków. Widoków nie było żadnych przez mgłę, ale szukając pozytywów musimy przyznać, że na  szczęście wiatr był mniejszy niż dzień wcześniej 😊. Pogoda zniechęciła nas do wędrówki na Krzemieniec, wróciliśmy na parking tym samym szlakiem. Pomimo trudnych warunków jesteśmy zadowoleni z wycieczki, zimowa aura stworzyła super atmosferę i długo będziemy wspominać ten dzień. 

Na ostatni dzień naszego pobytu szukaliśmy krótkiej trasy więc udaliśmy się na Bukowe Berdo szlakiem z Mucznego. Żółty szlak prowadzi głównie przez las, dopiero końcówka jest odkryta. Po dojściu na połoninę skręciliśmy na szlak niebieski w kierunku głównego szczytu Bukowego Berda. Na początku wydawało się, że będziemy mieli lepszą pogodę niż w poprzednich dniach ale później wszystko wróciło do normy i na szczycie znowu była mgła, wiatr i szron. Oszronione krzaczki i drzewa zdawały się krzyczeć „Winter is coming”.  Było to bardzo malownicze, chociaż po tych kilku dniach tęskniliśmy już za górskimi panoramami. Trekking utrudniało nam błoto, które jakimś cudem nie zamarzło za to idealnie oklejało buty i spodnie, na szczęście tym razem nikt nie wywinął orła. Przez cały szlak widoków nie było zbyt wiele, dopiero gdy schodziliśmy ze szczytu na kilka sekund odsłoniła się panorama na pasma Bieszczad. Wracając wstąpiliśmy jeszcze na chwilę do hodowli Żubrów.

W Bieszczadach byliśmy od 11 do 15 listopada 2020 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.