Europa,  Rumunia

Najpiękniejsze trasy samochodowe Rumunii

W internecie można znaleźć różne rankingi najpiękniejszych dróg samochodowych. Warto się zapoznać z nimi aby lepiej zaplanować trasę i zamiast jechać nudną drogą z miejsca A do B, może warto czasami nawet nadrobić trochę kilometrów aby nacieszyć oczy pięknymi widokami.  Na takiej liście światowych tras znajdują się m.in.:

  • Highway One – Kalifornia, USA
  • Overseas Highway – Floryda, USA
  • Great Ocean Road – Australia
  • Valley of Fire – Newada, USA

Również Europa może poszczycić się malowniczymi trasami i na liście znajdziecie m.in.:

  • Droga Trolli, Norwegia
  • Przełęcz Stelvio w Alpach, Włochy
  • North Coast 500, Szkocja
  • Route One, Islandia.

Nie inaczej jest w Rumuni, która też słynie z przepięknych samochodowych tras widokowych. Nam udało się przejechać kilkoma ale za to jakimi. Pisaliśmy już o wąwozie Bicaz i drodze przez przełęcz Prislop, a poniżej o dwóch serpentynowych trasach tj. Transfogaraska i Transalpina.

Trasa Transfogaraska

Na najsłynniejszą drogę Rumunii czyli drogę Transfogaraską ruszyliśmy z Sibin. Droga słynie z licznych serpentyn, wiaduktów i najdłuższego w Rumunii tunelu (884 m) na wysokości 2042 mnpm. Została doceniona nawet przez twórców programu Top Gear, którzy uznali ją za jedną z najpiękniejszych na świecie. Zbudowano ją na polecenie Ceausescu w latach 1970-74, chociaż prace wykończeniowe trwały do lat 80tych. Droga miała znaczenie strategiczne, po tym jak w 1968 roku państwa Układu Warszawskiego najechały na Czechosłowację, rumuński przywódca postanowił zbudować drogę przez góry, która pozwoli mu na ucieczkę. Drogę poprowadzono przez góry Fogaraskie, czyli drugie pod względem wysokości po Tatrach pasmo Karpat. Na trasie znajduje się 27 wiaduktów i 830 mostów oraz najdłuższy tunel. W czasie budowy, według oficjalnych danych, zginęło 40 budujących drogę żołnierzy, chociaż w rzeczywistości było ich o wiele więcej. Droga liczy 150 km i prowadzi z Cartisoary na północy do wsi Bascov na południu ale ten najciekawszy odcinek ma 90km. Droga powoli wspina się zboczem doliny licznymi serpentynami, na drodze jest ograniczenie do 40 km/h ale tak naprawdę jedzie się znacznie wolniej bo co chwilę są punkty widokowe. Droga jest otwarta od maja do końca września, później górny odcinek jest zamykany ze względu na zagrożenie lawinowe. Czasami droga jest też zamykana z powodu złej pogody. W najwyższym punkcie znajduje się jezioro Balea, są tam dwa schroniska, ale można też rozbić namiot. Jest tam też wiele straganów z pamiątkami i jedzeniem. Niestety jest tam też dużo turystów. Najlepiej na trasę ruszyć rano bo później w okolicach jeziora tworzą się ogromne korki. My zaparkowaliśmy przy jeziorze i od razu ruszyliśmy na trekking na przełęcz Caprei, a dalej na szczyt Capra 2494mnpm, o czym możesz przeczytać tutaj.

Po trekkingu odpoczęliśmy chwilę, zjedliśmy posiłek złożony z bulza (czyli kulki z mamałygi z serem w środku) oraz kukurydzy z grilla i ruszyliśmy dalej. Po przejechaniu tunelu zaczęliśmy zjeżdżanie serpentynami po drugiej stronie gór. Widoki były obłędne ale największe emocje były dopiero przed nami. W Rumunii żyje najwięcej niedźwiedzi brunatnych w Europie (ok.6500-7200 osobników). Można je spotkać w górach i lasach. Dostaliśmy nawet SMS’y z alertem o zwiększonej obecności misiów w okolicy trasy Transfogaraskiej. Początkowo myśleliśmy, że to jakaś ściema i jak uda nam się w czasie tego wyjazdu zobaczyć chociaż jednego niedźwiedzia, to będzie sukces. Myśleliśmy tak, dopóki za kolejnym zakrętem nie zobaczyliśmy na drodze zatoru. Wszystkie samochody zaczęły gwałtowanie hamować i zjeżdżać na pobocze, po chwili okazało się, że przyczyną zamieszania jest rodzina niedźwiedzi czyli matka z dwoma młodymi. Niedźwiadki beztrosko bawiły się przy drodze pod okiem matki. Wszyscy zaczęli robić zdjęcia z samochodów, a co bardziej odważni nawet wychodzili na zewnątrz. Po kilku minutach i kilkudziesięciu zdjęciach ruszyliśmy dalej ale nie ujechaliśmy daleko bo kilka kilometrów dalej spotkaliśmy kolejne niedźwiedzie. Zatrzymywaliśmy się kilka razy w sumie tego dnia widzieliśmy z 10 niedźwiedzi i jednego liska. Za każdym razem tworzył się zator na drodze bo wszyscy chcieli sfotografować misia. Niektórzy rzucali niedźwiedziom jedzenie nieświadomi, że robią im krzywdę przyzwyczajając do łatwego i często niezdrowego żarcia. Dalej jechaliśmy wzdłuż sztucznego jeziora Vidraru i przez zaporę o tej samej nazwie. Nie zatrzymaliśmy się tam bo był taki tłok, że nie było szans na znalezienie miejsca parkingowego. Kolejną atrakcją przy trasie są ruiny zamku Poienari czyli prawdziwego zamku Drakuli. Zamek stoi na wysokim wzgórzu nad doliną rzeki Ardżesz i w XV wieku mieszkał w nim Vlad Palownik. Aby dotrzeć do zamku trzeba pokonać 1480 schodów, nam się nie udało bo spóźniliśmy się kilka minut, ostatnich chętnych wpuszczają o godzinie 16.30.

Transalpina

Kolejna trasa, którą udało nam się przejechać to Transalpina. Po krótkim odpoczynku w winniarskim regionie Rumunii i napojeni winem oraz ukontentowani widoczkami rodem z Toskańskich winnic, ruszyliśmy w kierunku Transalpiny. Zanim jednak wjechaliśmy na trasę, minęliśmy las kolorowych drzew. To „Land art paradise forest”. To projekt, a właściwie manifest, mający na celu zwrócenie uwagi na nadużycia związane z nielegalnym wylesianiem w Rumunii. W ramach tej akcji rumuński artysta Mihai Topescu wraz z 30 wolontariuszami pomalowali na kolorowo ok. 600 drzew w lesie Dumbrava.

Transalpina czyli droga krajowa 67C w Rumunii w Karpatach płd., o długości 148,2 km. Jest najwyżej położoną drogą kołową Rumunii i na przełęczy Urdele osiąga wysokość 2145 m n.p.m. Droga prowadzi z miejscowości Ciocadia do Sebes w Siedmiogrodzie i przecina pasmo gór Parang. Jest to prawdopodobnie jedna z najstarszych dróg w Karpatach, niektóre źródła podają, że została zbudowana przez rzymskich legionistów. W XVIII wieku władze Austriackie rozpoczęły rozbudowę drogi rękami okolicznych mieszkańców. Podobno każda rodzina musiała zbudować swój kawałek drogi. Przed II Wojną Światową król Rumunii zarządził rozbudowę drogi jako strategicznego korytarza między Wołoszczyzną, a Siedmiogrodem. Niestety po wojnie droga zaczęła popadać w ruinę i jeszcze w 2007 roku w większości była to droga szutrowa. Dzisiaj droga jest już w pełni asfaltowa, jednak ze względu na trudne warunki pogodowe zimą nie jest przejezdna. Widoki na trasie zwalają z nóg, na niektórych odcinkach droga wydaje się bardziej dzika niż Transfogaraska. Te serpentyny to istna radocha, szczególnie dla kierowcy. Po drodze mijamy kilka miejsc z kramikami z chińszczyzną, żarełkiem i palinką. Mniej więcej w połowie drogi ale jeszcze przed najwyższymi przełęczami, znajduje się miejscowość Ranca, typowy górski kurort. My chcieliśmy go jak najszybciej ominąć ale powstrzymało nas stado owiec, które baca właśnie przepędzał przez środek drogi. Niestety im wyżej, tym pogoda była coraz gorsza, a co za tym idzie spadała widoczność. Padał  deszcz, były chmury i mgła czyli z podziwiania widoczków nic nie wyszło. Przejazd przez przełęcz Urdele we mgle to była niesamowita przygoda ale jednak chcieliśmy zobaczyć coś więcej. My zaplanowaliśmy nocleg na dziko w aucie przy trasie i liczyliśmy, że kolejnego dnia pogoda będzie ładniejsza (tak przynajmniej wynikało z prognozy).

W nocy miało być z 5 stopni ale i tak postanowiliśmy spać w aucie przy Transalpinie. Po zmroku zrobiło się cichutko bo nocą nic tu nie jeździ. Rano zaczęło się rozpogadzać więc szybko zjedliśmy śniadanie (liofizat w postaci jajecznicy i kawa) i ruszyliśmy tą samą drogą, co poprzedniego dnia, licząc na lepsze widoki. Niestety pogoda nie poprawiła się, przełęcze nadal były w chmurach. Momentami było tylko 3 stopnie🙈 i pizgało złem niemiłosiernie, tak, że ciężko było utrzymać aparat fotograficzny w ręku. Poczekaliśmy trochę licząc, że sytuacja się poprawi ale nie zapowiadało się więc ruszyliśmy dalej z mocnym postanowieniem, że musimy tu kiedyś wrócić. Przy słabej pogodzie zachwyciło nas to, co zobaczyliśmy więc co się tu dzieje, gdy chmury i mgła nie przykrywają tych pięknych widoków 😊.  Dolny odcinek Transalpiny, po północnej stronie, prowadzi doliną wzdłuż rzeki Sebes. Po drodze mija się sztuczne jezioro Oasa, a na zaporze można się zatrzymać na podziwianie widoczków i małe co nie co z przydrożnej budki.  Dalej droga prowadzi aż do Sebes.

Obie drogi są wielką frajdą dla kierowców, pełno tam serpentyn i pięknych widoków. Trudno było  zdecydować, która droga bardziej nam się spodobała, czy Transfogaraska z wysokimi szczytami dookoła czy ciągle trochę dzika i zdecydowanie mniej zatłoczona Transalpina. Na pewno chcemy wrócić na Transalpinę, może następnym razem będziemy mieli więcej szczęścia do pogody.

Byliśmy tam w sierpniu 2021 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.