Monywa (nie)odkryta
Prosto z Bagan (o naszym pobycie w tym miejscu możesz przeczytać tutaj) udaliśmy się do miasta Monywa. Koszt biletu to 6 500 kiat (16,50 zł), a bus jechał ok. 3,5 godziny. Monywa leży w zachodniej części Mjanmy i liczy nieco ponad 200 000 mieszkańców. To niebyt ładne miasto ale my nie po to tu przyjechaliśmy aby je zwiedzać ale ze względu na interesującą okolicę. My przybyliśmy w te okolice aby przede wszystkim zobaczyć groty Pho Win Taung i Shwe Ba Taung oraz znajdujące się bliżej miasta świątynię Thanboddhay z wizerunkiem ponad 500 000 Buddów oraz Maha Bodhi Tahtaung, gdzie znajdziecie drugi największy na świecie posąg stojącego Buddy, jeden z największych posągów leżącego buddy i największy posąg siedzącego Buddy, a oprócz tego tysiące innych wizerunków Buddy.
Niestety bez skutera ciężko się poruszać po okolicy choć jeszcze kilka lat temu nie było możliwe aby w ogóle go pożyczyć. W okolicy nie ma wypożyczalni więc musieliśmy wziąć skuter u nas w hotelu za chorą kasę bo 20 000 kiat (ok. 51 zł) za dzień. Monywa to ciągle mało popularna destynacja i my podczas naszego pobytu w mieście nie widzieliśmy żadnego turysty.
Aby zaoszczędzić czas i zobaczyć jak najwięcej, postanowiliśmy przeprawić się na drugi brzeg rzeki łódką, koszt za skuter i 2 osoby to 5 000 kiat (ok. 12 zł.). Koszt jest taki, a nie niższy bo nie pozwalają na współdzielenie łódki z lokalsami więc płynie się samemu. Ale co zrobisz, jak nic nie zarobisz? My mieliśmy mało czasu więc wybraliśmy opcję na skróty. Sama przeprawa trwa kilka minut ale nie obyło się bez emocji. Przy zjeżdżaniu z łódki zblokowało się tylne koło skutera, a jak puściło to Robert razem ze skuterem o mało nie wylądował w rzece. Na szczęście udało się opanować maszynę i tylko lokalsi mieli niezły ubaw i pewnie śmiali się jeszcze długo po naszym odjeździe.
Pho Win Taung to wzgórze położone około 25 kilometrów od Monywy, gdzie znajduje się ponad 900 wydrążonych w skale grot, w których znajduje się tysiące posągów buddy. Wstęp kosztuje 3 000 kiat (ok. 7,50 zł.). Część grot ozdobiona jest kolorowymi ściennymi malowidłami przedstawiającymi geometryczne wzory, wizerunki buddy i historie Jataka przedstawiające opowieści z wcześniejszych żyć buddy. Groty powstały w okresie od XIV do XVIII wieku, niestety obecnie większość jest w kiepskim stanie. Dużo posągów, które wykonane są z piaskowca, jest zniszczonych. Również malowidła można znaleźć tylko w niektórych jaskiniach i ich stan pozostawia wiele do życzenia. Nie widać żeby ktokolwiek dbał o te groty, a w niektórych jest pełno śmieci.
Na początku mieliśmy niezłą zabawę w poszukiwanie tych najciekawszych. Niektóre są naprawdę małe i trzeba było się do nich wciskać przez malutkie wejścia. Generalna zasada jest taka, że najciekawsze rzeczy można zobaczyć w tych, które z zewnątrz wyglądają nieciekawie. Te, które są największe i na zewnątrz są bogato zdobione, z reguły okazywały się w środku mało ciekawe. Na wzgórzu wytyczone są dwie ścieżki, z czego jedna dołem i tą polecamy. Jest tam dużo małych ale bardzo ciekawych grot, oczywiście czasami warto zboczyć ze ścieżki, żeby zobaczyć coś ekstra. Druga ścieżka prowadzi górą wzgórza i jest tam kilka grot zamienionych na świątynie. Jest tam też dużo małp, które czekają, aż turyści rzucą im coś do jedzenia. Oczywiście kręcą się tam miejscowe kobiety, które sprzedają jedzenie dla makaków i same te makaki nawołują, żeby interes się kręcił. My takich sytuacji unikamy i szybko stamtąd uciekliśmy, choć nie było łatwo bo małpy dosłownie rzucały się na ludzi. Niestety, żeby przejść dalej musieliśmy minąć ten „małpi cyrk”.
Kolejny powód naszej wizyty w tej okolicy to Shwe Ba Taung, które znajduje się około 1 km od Pho Win Taung. My podjechaliśmy tam skuterem ale można się też tam po prostu przespacerować. Nazywane jest Birmańską Petrą i wg nas rzeczywiście trochę ją przypomina. We wzgórzu z piaskowca wydrążone są głębokie korytarze, a wzdłuż nich znajdują się groty z bogato zdobionymi fasadami. Groty zostały wykute na przełomie XIX i XX wieku i mają zupełnie inny charakter niż te w Pho Win Taung. Są o wiele większe i w ich zdobieniach widać wyraźnie wpływy kolonialne, niektóre fasady zawierają herb wielkiej Brytanii.
Po zakończeniu zwiedzania ponowie przeprawiliśmy się łódką i już po „naszej stronie rzeki” udaliśmy się do Thambuddhay Pagoda, gdzie znajduje się ponad 500 000 posągów Buddy. Budowę świątyni rozpoczęto 1939 roku, a ukończono w 1952. W czasie drugiej wojny światowej na terenie świątyni mieszkało kilka tysięcy ludzi uciekających przed wojną.
Główna pagoda jest bardzo ozdobna i kolorowa. Na każdym jest skrawku umieszczono wizerunki Buddy, a wokół pagody znajdują się słupy, również ozdobione jego wizerunkami. Dach zwieńczony jest 40 metrową stupą wokół której, na tarasach, znajduje się 800 małych stóp, również zawierających posągi Buddy. Wewnątrz znajduje się wiele dużych posągów, a ściany też są udekorowane małymi posążkami, a jakże…Buddy. Autentycznie, wychodząc stamtąd, aż kręci się w głowie od tych Buddów. Obok pagody znajduje się wieża strażnicza, z której jest świetny widok na pagodę. Niestety kobiety nie mogą się wspinać na wieżę więc tylko Robert się tam wdrapał i zdał Kasi relację.
Następnie pojechaliśmy do Maha Bodhi Tahtaung. To drugi najwyższy posąg stojącego Buddy, jeden z największych posągów leżącego Buddy i największy na świecie posąg siedzącego Buddy i to wszystko w jednym miejscu 😊 😊. Te trzy posągi to nie wszystko, bo znajdziecie tu tysiące posągów Buddy siedzących pod drzewami bodhi, czyli takimi jak to, pod którym Budda doznał oświecenia. Znajdziecie tu też posąg leżącego na wznak oraz ogromne posągi siedzącego buddy chronionego przez węża i wiele innych posągów. Istny szał. Znajduje się tam też klasztor Maha Bodhi Tahtaung, który został założony w 1960 roku przez mnicha Sadayaw U Narada, którego misją było sadzenie drzew bodhi, stąd jego nazwa „tysiąc wielkich drzew Bodhi”.
Posąg stojącego Buddy został ukończony w 2008 roku i ma 116 metrów wysokości (129 z podstawą) oraz 31 pięter, które symbolizują 31 płaszczyzn istnienia. Na każdym piętrze znajdują się malowidła odpowiednie dla każdej płaszczyzny. Posąg leżącego buddy został ukończony w 1991 roku, ma 101 metrów długości i 18 wysokości. Posąg siedzącego buddy jest na ukończeniu, ma być największym siedzącym Buddą na świecie.
Oszołomieni tym wszystkim zgłodnieliśmy. W celu zaspokojenia głodu udaliśmy się do polecanej w necie restauracji Zawe Marn Myanmar Cuisine. Niestety zjedliśmy tam najgorsze jedzenie w całej Mjanmie. Co prawda w cenie jest duuużo dodatków więc można się najeść ale jedzenie jest totalnie bez smaku, a rybne curry, które zamówiliśmy okazało się naprawdę niedobre. To była jedyna sytuacja w tym kraju, że nie byliśmy wstanie przełknąć posiłku.
Pobyt w Monywie okazał się ciekawym doświadczeniem umożliwiającym poznanie mniej turystycznej twarzy Mjanmy. Jak wspomnieliśmy, w samym mieście nie spotkaliśmy żadnego turysty, a podczas zwiedzania grot i Birmańskiej Petry było ich raptem kilku. Nieco więcej osób spotkaliśmy w świątyni i przy posągach Buddy, ale większość to byli mieszkańcy Mjanmy. Podczas naszej półrocznej podróży po Azji południowo-wschodniej to właśnie Mjanma okazał się być najmniej turystycznym miejscem jakie odwiedziliśmy (czego się oczywiście spodziewaliśmy), a po odwiedzeniu samej Monywy w ogóle byliśmy w szoku, że są miejsca, gdzie jest jeszcze mniej turystów. Zdecydowanie polecamy te okolice i bardzo się cieszymy, że gdzieś w trakcie robienia reaserchu trafiliśmy na informacje dotyczące tego miejsca. Choć od razu przyznajemy, że nie było tego zbyt wiele.
W Monywie byliśmy w dniach 14 – 15 października 2019 roku.
4 komentarze
Kazimierz
Cześć. A ja właśnie po 20 latach ponownie wyląduję w Mjanma. Ciekawe, jak się odnajdę. W jakim stopniu dotknęła ich komercja? Itd
Kasia i Robert
Na pewno wiele się zmieniło przez ten czas, jeśli chodzi o komercję to jest o wiele lepiej niż w innych państwach Azji Płd-wsch.
Też chcemy wrócić kiedyś do Mjanmy.
https://podrozezkordula.blogspot.com/
Super te groty. Birma jeszcze kryje takich własnie perełek. Do Birmy wybrałabym sie raz jeszcze:) Pzdrawiam Urszula
Kasia i Robert
Tak, my też chcemy tam wrócić.