6 miesięcy w Azji,  Wietnam

Cat Ba i Ha Long Bay

Do Cat Ba na wyspie Cat Ba 😊przyjechaliśmy z Ha Giang. Bezpośredni bilet z Ha Giang kosztował 420 000 dongów (ok. 71 zł). Na szczęście nie musieliśmy się przesiadać bo sleeping bus wjechał na prom i dowiózł nas do celu (taka uwaga, nie wszystkie autobusy dowiozą Was bezpośrednio do celu i trzeba mieć to na uwadze kupując bilet). Wyjechaliśmy o godz. 21.00 i na miejscu byliśmy ok. 7 rano. W restauracji Oasis Bar, koło której nas wysadzili była taka promka, że jak się tam zje śniadanie, to transport do hotelu jest gratis. Koło restauracji jest też agencja Cat Ba Local, w której za 25$ (ok. 100 zł) wykupiliśmy wycieczkę po zatoce Lan Ha Bay i Ha Long Bay. Pierwotnie mieliśmy popłynąć następnego dnia, a dzień przyjazdu na Cat Ba spędzić na skuterze zwiedzając okolicę, ale po czterech dnia na pętli Ha Giang mieliśmy trochę dość skutera, a jeszcze bardziej nasze cztery litery.

Co prawda unikamy zorganizowanych wycieczek jak diabeł święconej wody, ale czasami nie da się inaczej lub koszt indywidualnego tripu przekracza nasze finansowe (i czasami zdroworozsądkowe) możliwości. Ta wycieczka była jedna fajna. Dużo chillout’u, piękne widoczki i dobre jedzenie. Czegóż chcieć więcej 😁. Były też kajaki, laguny, ukryte wyspy z dzikimi plażami, a na koniec zachód słońca. Na łódce było nas ok. 15 osób, a sama łódka była dość duża, więc każdy miał trochę miejsca dla siebie. Rejs trwał od godziny 9.00, a zakończył się przed godziną 18.00.

Mieliśmy obawy co do tego rejsu. Zawsze je mamy w stosunku do tego typu komercji. Od razu mamy wizję tłumu turystów, naciągaczy i oczywiście tego, że dana atrakcja jest mega przereklamowana. W tym przypadku nasze obawy były na wyrost. Widoki jakich doświadczyliśmy podczas rejsu absolutnie rekompensują komercyjną stronę tego tripu. Ciężko było uleżeć spokojnie na leżaku bo co i rusz pojawiał się widoczek warty utrwalenia na zdjęciu. Tak naprawdę można było cykać fotki non stop.  Piękne formacje skalne wystające z turkusowej wody, ukryte wśród skał plaże i wioski na wodzie, naprawdę robią wrażenie. Zatoka Ha Long zajmuje powierzchnię 1500km2 i znajduje się na niej ponad 1900 skalistych wysepek. Charakterystycznym elementem krajobrazu są pływające wioski rybackie. Ludzie mieszkają tam na tratwach i prawie całe życie spędzają na wodzie, hodując ryby. Na tratwach znajdują się też sklepy, a nawet hostele. Pomiędzy wioskami kursują pływający handlarze. Na tratwach widzieliśmy też psy.

Aby zupełnie nie popaść w rozleniwienie, co jakiś czas zatrzymywaliśmy się przy wysepkach, gdzie mieliśmy możliwość porozkoszować się ich dzikością (prawie samemu 😊). Jak już wspomnieliśmy, dla chętnych była też możliwość wpłynięcia do laguny kajakiem. Jesteśmy wielkimi fanami tego wodnego środka transportu i nie trzeba było nas wcale do tego namawiać. Mieliśmy mega frajdę wpływając między skały i do jaskiń, choć lawirowanie kajakiem wymagało momentami sporej uwagi aby nie skończyć na skale. Przyda się też dobra taktyka aby taka wycieczka kajakowa nie skończyła się rozwodem 😊. Oczywiście jeśli ktoś nie lubi aktywności fizycznej lub nie interesują go dodatkowe atrakcje podczas rejsu, może spędzić cały dzień relaksując się na leżaczku.

Kolejnego dnia postanowiliśmy skuterem objechać okolicę. Cat Ba to największa wyspa w zatoce Ha Long, a cały archipelag liczy aż 366 wysp, a raczej wysepek. Połowę powierzchni wyspy zajmuje park narodowy. Krajobraz wyspy tworzą niewielkie stożkowe wzgórza porośnięte dżunglą i lasy namorzynowe. W czasie wojny wietnamskiej na wyspie znajdowała się tajna baza Wietkongu  i właśnie od niej, czyli Hospital Cave, chcieliśmy zacząć naszą wycieczkę. Niestety nie wszystko da się zaplanować, o czym już kilka razy się przekonaliśmy. Podjeżdżamy do jaskini, a tam brak prądu. Ok. postawiliśmy przyjechać tu później bo nie widziało nam się zwiedzanie jaskini przy pomocy latarki z telefonu komórkowego.

Następnie udaliśmy się na drugi koniec wyspy żeby dostać się do malowniczo położonej świątyni, do której prowadzi słynny, drewniany most. Niestety znowu była kiszka bo…połowa mostu jest już z betonu, wykonanie ewidentnie niedbale w stylu made in Azja 🙈, a drewniana część, która się ostała była w naprawie i nie można przejść dalej do świątyni. Na dodatek po drodze nasza „rakieta” zaczęła szwankować i nie chciała odpalić. Na szczęście po dłuższej chwili foch jej minął i mogliśmy pojechać do następnej „atrakcji”.

Kawałek dalej za świątynią jest przystań, z której odpływają promy do Ha Long. Obok przystani znajduje się punkt widokowy, z którego podobno jest super widok na zatokę. I znowu spotkała nas niespodzianka, drabina po której wchodzi się na ten punkt była zamknięta, a innej drogi nie było. Próbowaliśmy znaleźć jakąś plażę z dala od miasta i tłumów ale tu też ponieśliśmy porażkę. Dochodzimy do wniosku, że Cat Ba nas chyba nie lubi…

Po kilku godzinach wróciliśmy do Hospital Cave, z nadzieją, że tym razem będzie prąd. Na szczęście dla nas jest 😊.  Jaskinia ta służyła jako szpital w trakcie wojny wietnamskiej oraz jako schronienie przywódców Wietkongu.  Można tam zobaczyć 17 pokoi, w tym kilka sal operacyjnych. W jaskini był zapewniony dostęp do świeżej wody, zbudowano też szyby wentylacyjne. Kompleks został zbudowany w latach 1963-1965 z pomocą Chińczyków i był wykorzystywany do roku 1975.

Następnie pojechaliśmy na plaże Cat Co, które są położone w samym Cat Ba. Plaże są niestety bardzo zatłoczone (spotkaliśmy m.in. grupę azjatyckich turystów ubranych w te same owocowe mundurki) i otoczone hotelami. Nam podobała się tylko widokowa ścieżka między Cat Co 3 i Cat Co 1, z której jest dobry widok na wysepki otaczające Cat Ba.

Na zachód słońca udaliśmy się na punkt widokowy do Cannon Fort ale…oczywiście był zamknięty 🙈. Cannon Fort położony jest nad miastem, został zbudowany w 1942 roku przez Japończyków aby strzec dostępu do portu w Hajfongu. Był też wykorzystywany w czasie wojny wietnamskiej. W forcie zachowały się bunkry i stanowiska artylerii.

Musieliśmy zatem zadowolić się widokiem z Transmitter Tower. Wejście zaczyna się niedaleko bramy do Cannon Fort i prowadzi po zarośniętych schodach. Doczekaliśmy tam cudownego zachodu słońca, a pewien roztargniony turysta miał tego dnia szczęście🤓. Wspinając się na górę wśród krzaków Kasia znalazła leżącego na ziemi IPhona📱. A po kilku minutach na górze, znalazł się również właściciel zguby 😁. I tak oto połączyliśmy zgubę i jego właściciela.

Ogólnie jakoś niespecjalnie Cat Ba przypadło nam do gustu. Mieliśmy też dużo pecha w czasie podróży po wyspie. Za wyjątkiem cudownego rejsu po zatoce, miejsce naszym zdaniem ma niewiele do zaoferowania. Prawdopodobnie winę za nasze odczucie odnośnie tej części podróży ponosi Ha Giang i jego piękne widoki. Po czymś takim trudno zachwycać się tym, co ta wyspa ma do zaoferowania. Opuściliśmy ją zatem bez większego żalu, szczególnie, że w planie była wizyta w Tam Coc, a czuliśmy, że to miejsce zdecydowanie bardziej przypadnie nam do gustu.

Na Cat Ba byliśmy w dniach 21-22 września 2019 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.