Siem Reap, powrót po 5 latach
Do Siem Reap wróciliśmy po pięciu latach bardzo ciekawi jak teraz to miejsce wygląda. Przylecieliśmy z Brunei (o naszym pobycie w tym miejscu możesz przeczytać tutaj) liniami AirAsia, z przesiadką w Kuala Lumpur. Noclegi zarezerwowaliśmy przez portal Agoda w Garden Aquare Villa i możemy polecić to miejsce. Za trzy noce zapłaciliśmy ok. 70,00 zł. Był to pokój 2 osobowy, z wentylatorem (klima płatna extra), łazienką i śniadaniem (bardzo dobrym). Personel miły i pomocny. Jak jechaliśmy do Angkor na wschód słońca to dostaliśmy śniadanie na wynos. Do hotelu przyjechaliśmy ok. godziny 9.00 i po ok. 20 minutach zameldowaliśmy się w pokoju. Ogarnęliśmy się i ruszyliśmy w miasto. Plan był taki aby zjeść śniadanie i pożyczyć rowery na dwa dni. Nie ma z tym problemu bo wypożyczalni rowerów jest pełno, skuterów również.
Kiedy pożyczyliśmy rower to w pierwszej wypożyczalni poza kaucją 50 $ chcieli od nas oryginał paszportu. Kategorycznie odmówiliśmy i wyszliśmy. Kobitka z wypożyczalni krzyczała za nami, że takie są zasady. A to nie prawda bo kilkanaście metrów dalej pożyczyliśmy rowery oddając tylko kserokopie paszportu. Nie dajcie się nabrać i nigdy nie zostawiajcie oryginałów dokumentów. Naczytaliśmy się opinii o tym jak po oddaniu w zastaw oryginał paszportu, wypożyczalnia nagle stwierdza dziwne uszkodzenia sprzętu i każe zapłacić np. 1000 $ za rysę, w innym razie nie odda paszportu. Wołanie policji na nic się nie zdaje więc sytuacja robi się patowa.
Koszt wypożyczenia roweru to 2 $ za dzień. Przeczekaliśmy najgorszy upał i po południu pojechaliśmy do kompleksu świątyń Angkor. Cele mieliśmy w sumie dwa. Przygotować mięśnie na jutrzejsze zwiedzanie, bo to był nasz pierwszy rowerowy trip w tym roku oraz kupić bilety wstępu na następny dzień, aby nie przegapić wschodu słońca stojąc w kolejce. Ślepo pojechaliśmy po bilety, tam gdzie 5 lat temu, a okazało się, że musimy cofnąć się 3,5 km. bo zmienili miejsce. Dodamy, że z wszystkich odwiedzonych krajów Azji, tu jest najmniejsza kultura jazdy na drodze. Lokalsi jeżdżą pod prąd i wymuszają pierwszeństwo w sposób tak chamski, że szok. A wracając do kwestii biletów, jak się je kupi na następny dzień po godz. 16.45, to można tego samego dnia wejść na zachód słońca. Koszt wejściówki na 1 dzień to 37 $, na 3 dni to 63 $, a na tydzień 74 $. Nam 1 dzień wystarczył, bo 5 lat temu spędziliśmy dwa dni w Angkor (o naszym wcześniejszym pobycie w tym miejscu możesz przeczytać tutaj). Niestety pożyczone rowery okazały się totalnym szrotem i ledwie dojechaliśmy do celu czyli świątyni Phnom Bakheng, z której ogląda się zachody słońca. Straszne tłumy były bo to bardzo popularne miejsce, więc zrezygnowaliśmy. Kiedy myśleliśmy, że będziemy rower targać na plecach bo już nie dało się na nim jechać, podszedł do nas tuktuk men i naprawił nam go (my nie mieliśmy żadnych narzędzi ze sobą). Uff dojechaliśmy do wypożyczalni i wymieniliśmy rower na inny. Czy dużo lepszy, mhyyy 😊.
Tegoroczny wypad rowerowy do świątyń Angkor to takie „best of the best” z naszej poprzedniej wizyty. Zaczęliśmy od wschodu słońca przy Angkor Wat (który nas nie powalił ☹) więc czym prędzej weszliśmy w głąb kompleksu, gdzie o tej porze było jeszcze mało ludzi. Następnie udaliśmy się do kolejnych świątyń.
Pojechaliśmy szybko do Ta Phrom żeby zdążyć jeszcze przed otwarciem, udało się i dzięki temu mieliśmy świątynię prawie wyłącznie dla siebie. Wśród ruin zjedliśmy śniadanie, które dostaliśmy w hotelu. Dopiero jak wychodziliśmy ze świątyni zaczynali się tam zjeżdżać turyści.
Zwiedzanie świątyń zajęło nam ok. 8 godzin, a nie zobaczyliśmy wszystkich, które były w planie. Za dużo na raz i w pewnym momencie włączyło się „o rany, kolejna świątynia”. Teraz mądrzejsi o tę wiedzę stwierdzamy, że dobrze zrobiliśmy 5 lat temu kupując 2 dniowy bilet i rozkładając małą i dużą pętlę na 2 dni. Oczywiście biorąc tuktuka od wschodu do zachodu słońca da się objechać te dwie pętle ale właśnie… objechać. Ale czy będzie z tego fun, to wątpimy. Czy nie włączy się opcja zmęczenia materiału? Naszym zdaniem tak, a byłoby szkoda „odhaczyć” tylko część świątyń. Podczas zwiedzania świątyń uważajcie na wredne makaki, które kradną co tylko im wpadnie w łapy. My zostawiliśmy w koszyku przy rowerze paczkę ciastek i wodę. Jak wróciliśmy, to znaleźliśmy pustą butelkę i rozsypane wokół roweru ciastka. Chyba nie były zbyt smaczne bo nawet małpy ich nie zjadły. Nie byliśmy jedyną ofiarą małp tego dnia, jak odjeżdżaliśmy to widzieliśmy makaka pijącego mleko z butelki.
Na drodze nie jest lekko rowerzyście, a do Angkor białas na skuterze nie wjedzie (rowery elektryczne są dobrym pomysłem ale my się o tym za późno dowiedzieliśmy i nie skorzystaliśmy). Układając plan wizyty w Angkor czytaliśmy o tym w necie ale postanowiliśmy dodatkowo i zapytaliśmy pracownika w Angkor czy rzeczywiście jest taki zakaz. Potwierdził to mówiąc, że sam tego nie rozumie ale tak jest. Widzieliśmy jak policja cofnęła białego na skuterze. Na jakimś blogu przeczytaliśmy, że jak przyjedzie się na skuterze na wschód słońca to policji jeszcze o tej porze nie ma i da się wjechać. Potem tylko trzeba ich unikać na drodze. Ale to chyba jest już nieaktualne bo my jadąc na wschód słońca widzieliśmy po drodze mnóstwo policji. Sami też zostaliśmy zatrzymani, nie wiadomo po co.
Tym razem ponownie odwiedziliśmy główną świątynię Angkor Wat, Ta Phrom, Bayon, Babhuon, Thommanon, Chau Say Tevoda, Phnom Bakeng i taras słoni. Więcej o Angkor Wat możecie przeczytać w relacji z naszej poprzedniej wizyty w tym miejscu.
W Angkor są toalety i jest mnóstwo garkuchni i barów. Można zjeść i się czegoś napić. My nic nie jedliśmy więc nie wiemy czy dobre i za ile. W necie za to czytaliśmy, że drogo i mało smaczne
Przykładowe ceny w Angkor:
- Kokos 1$
- 1,5 l.wody 2$
- Mrożona kawa 2,5$
- Kulka loda 2$.
Późnym popołudniem dotarliśmy do hotelu. Odpoczęliśmy i poszliśmy coś zjeść. Jak poprzednio, tak i teraz, cały pobyt w Siem Reap żywiliśmy się street food’em, w budkach, które co wieczór rozkładają się nad rzeką. Średnia cena posiłku to 1,5-3$ (ok. 6zł-12zł), a do tego świeży sok owocowy za 1$ (ok.4zł.). Dzień zakończyliśmy drinkiem w barze na Pub Street (piwo 0,5$ czyli ze 2 zł., a drink 2$ czyli jakieś 8zł.).
Kolejnego dnia wzięliśmy skuter i ruszyliśmy do okolicznych wiosek. Przy okazji zajrzeliśmy też do kilku świątyń. Skuter kosztował nas 15$ za automat (10$ manual). Co to za cena, oszaleli (zresztą nie tylko cena za skuter nas zszokowała). Na Filipinach i w Indonezji zapłaciliśmy połowę tej ceny. Wzięliśmy go w tej samej wypożyczalni co rowery więc musieliśmy zostawić kopie dokumentu i depozyt 50$, który zwrócili nam przy zwrocie skutera.
Zaczęliśmy od wizyty w Apopo. Wstęp 10 $ (ok. 40 zł). To organizacja z Belgii, która we współpracy z organizacją w Kambodży ściąga z Tanzanii szczury (wielkoszczury gambijskie) zwane HeroRats aby wykrywały miny lądowe. Samo szkolenie szczura trwa 9 miesięcy i kosztuje 6 000$. W okolicy Siem Reap jest ich aktualnie 33. Metoda wykrywania niewybuchów przy pomocy szczurów sprawdziła się już w kilku krajach. Pierwszym był Mozambik, który między innymi dzięki szczurom został całkowicie oczyszczony z min.
Szczury są o wiele bardziej wydajne niż ludzie i obszar, który szczury sprawdzą w 30 min. człowiek sprawdzi w 4 dni. Szczury, w odróżnieniu od tradycyjnych wykrywaczy min, wyczuwają tylko zapach materiału wybuchowego i nie reagują na metal. Ich waga (około 1 kg) jest na tyle niska, że w przypadku nastąpienia na ładunek zapalnik nie zostanie uruchomiony, a zatem eksplozja nie nastąpi.
Wojskowy zamach stanu, wojna domowa, rządy Czerwonych Khmerów, a także wietnamska inwazja i wojna partyzancka pozostawiły ok. 6 milionów niewybuchów na terenie Kambodży. USA w trakcie wojny wietnamskiej prowadziły również zmasowane bombardowania Kambodży przy użyciu między innymi bomb kasetowych. Ciężko oszacować ile tego pozostało do dziś w ziemi. W Kambodży od 1979 roku odnotowano ponad 64 000 ofiar niewybuchów, zaś populacja osób po amputacji wynosi około 25 000. Połowę ofiar stanowią dzieci. W 1997 roku uchwalono Konwencję o zakazie użycia min przeciwpiechotnych i podpisały ją 164 państwa, w tym Polska. Do grona 32 krajów, które nie są sygnatariuszami traktatu zaliczają się m.in. Chiny, Indie, Rosja, Stany Zjednoczone, Izrael, obie Koree, Wietnam czy Singapur. Produkcja i położenie jednej miny kosztuje między 3$ a 75$, a jej usunięcie metodą tradycyjną między 300$ a 1000$. Szacuje się, że niewybuchy wciąż rozrzucone są w Kambodży na terenie o łącznej powierzchni około 100 km2. Kraj ten chce do 2025 roku oczyścić swoje terytorium całkowicie. Przy przygotowaniu tekstu na temat Apopo korzystaliśmy z artykułu „Bohaterowie lubią banany. Siem Reap i APOPO Visitor Center” z bloga https://cokrajtoobyczaj.pl Więcej o APOPO możecie przeczytać tu.
W planie mieliśmy również odwiedzenie wioski na rzece Tonle Sap ale ochrona nie wpuściła nas skuterem. Koleś rzucił się nam prawie pod koła. Powiedzieliśmy, że mają nam pokazać jakiś dokument, że nie można wjeżdżać skuterem na ten teren ale to spowodowało, że zaczęli się zbiegać inni ochroniarza. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Aby dostać się do pływającej wioski musimy wziąć łódkę za 20$-30$. Nie bierzemy, i to nie tylko z powodów finansowych. Nie chcemy brać udziału w tym żenującym cyrku dla turystów. Myśleliśmy, że uda się z lądu zobaczyć coś bardziej prawdziwego ale tu znowu, jak w Angkor Wat, tworzą zakaz aby wyciągnąć kasę. To mega minus Siem Reap i okolicy.
Rozgoryczeni pojechaliśmy do innej wioski na palach, co prawda nie na jeziorze ale z dala od turystycznego cyrku. Chociaż widać było biedę, to ludzie byli tam uśmiechnięci, dzieci krzyczały do nas z daleka i machały rączkami. Nikt nie próbował od nas wyciągnąć kasy. Taki klimat z dala od turystycznych szlaków lubimy.
Po drodze oglądaliśmy też plantacje lotosu, przy wielu z nich znajdują się restauracje ze stolikami w „szałasach”. Chcieliśmy napić się w takim szałasie mrożonej kawy ale nigdzie jej nie mieli, tylko zimne napoje z puszki 🙁
Po powrocie do miasta pojechaliśmy do świątyni Wat Preah Prom Rath. Jest tak wiele dziwnych i czasami trochę przerażających rzeźb. Szczególnie ta z sępami wyjadającymi wnętrzności. Jest tam też figura odpoczywającego buddy, ale nie tylko budda tam odpoczywał. Spotkaliśmy tam też odpoczywającego psa i kilku odpoczywających wiernych 😊
Następnie oddaliśmy skuter i postanowiliśmy resztę dnia spędziliśmy na „pracach biurowych”. Wieczorem tradycyjnie udaliśmy się na obiadek i soczek. Polecamy miejscówkę jak na poniższym zdjęciu. Najlepszy makaron kmerski (smażony z warzywami i podany z jajkiem sadzonym), który zdecydowanie przypomniał nam poprzedni pobyt. Oj tak, street food daje radę.
Jak ktoś powie, że w Kambodży jest tanio (jak to w Azji), to nie dotyczy to Siem Reap. Fakt, noclegi i uliczne jedzenie (smażony makaron z jajkiem, warzywami, mięsem lub owocami morza 1,5$ do 2$ tj.6zl-8zl) jest tanie. Soki owocowe 1$ tj.(ok.4zl) i alkohol też. Jednak ceny produktów spożywczych w markecie np. chipsy, batony, orzeszki, słodkie bulki itp.sa o 40% droższe niż w Malezji. Pranie to koszt od 1$ na mieście do 2$ (ok.4zl-8zl.) w hotelu za…. kilogram. Widzieliśmy co prawda tańsze pranie w centrum za ok.7- 9zl. za 5-7kg. ale ubranie suszyło się na zewnątrz, przy ulicy🙈. Jak wyjechaliśmy skuterem z centrum to było 9zl.za 5kg. Dla porównania w Malezji za 10kg.prania płaciliśmy ok.11zl. Wypożyczenie skutera też 2 razy drożej. No i ceny atrakcji i wstępów też są drogie.