Singapur – super miasto
Po trzech tygodniach spędzonych na łonie filipińskiej natury, przyszedł czas na miasto. Strasznie się cieszyliśmy na wizytę w Singapurze i pokładaliśmy duże nadzieje. Do tego państwa miasta przylecieliśmy z wyspy Cebu, na którą dotarliśmy nocnym promem z Siquijor (o naszym pobycie na Siquijor możesz przeczytać tutaj). W Singapurze wylądowaliśmy prawie o północy i metro w kierunku naszego hotelu już nie kursowało (mieliśmy peszka bo w tym czasie jak byliśmy był jakiś remont i skrócili czas kursowania metra). Postanowiliśmy wziąć Graba ale taniej wyszedł nas shuttle bus z lotniska pod sam hotel. Koszt Graba to 26 SGD (ok. 73 zł), a koszt shuttle bus to 9 SGD (ok. 25 zł.) za osobę więc wyszło nas łącznie 18 SGD (ok. 50 zł). Ceny w Singapurze są wysokie i ciężko znaleźć coś fajnego w przystępnej cenie. Zależało nam na w miarę dobrej lokalizacji, żeby nie tracić cennego czasu na dojazdy. Wybór padł na hotel kapsułowy Oh My Pods. Spoko miejsce ze śniadaniem w cenie (w ogólnodostępnej kuchni każdy mógł sobie zrobić kawę i tost z dżemem/masłem orzechowym lub margaryną). Poza kapsułą są szafki, gdzie można schować swoje rzeczy (warto zabrać ze sobą kłódkę, inaczej koszt pożyczenia jej to 2 SGD tj. ok.5.60 zł.).
Pierwszego dnia naszego pobytu zaczęliśmy zwiedzanie od Gardens by the Bay. Dzień wcześniej kupiliśmy w internecie bilet combo obejmujący Sky Way, Cloud Forest i Flower Dome (koszt ok.173 zł. za 2 osoby). Oczywiście u nas nic nie może pójść normalnie i okazało się, że tego dnia Flower Dome jest nieczynne (napisaliśmy reklamację z żądaniem zwrotu kasy za tę atrakcję ale otrzymaliśmy odpowiedź odmowną, nie oddadzą nam kasy pomimo tego, że nie skorzystaliśmy z atrakcji bo była zamknięta. Odwołaliśmy się i tym razem uznali reklamację i zwrócili nam kasę). Pozostało nam Sky Way i Cloud Forest. Żeby dojść do tych atrakcji (a wcześniej odebrać bilety w wieży 3 hotelu Marina Bay Sands) mijaliśmy The Shoppes at Marina Bay Sands. Jest to najbardziej prestiżowe centrum handlowe w Singapurze. Pełno tu sklepów czołowych projektantów mody i restauracji znanych szefów kuchni jak Gordon Ramsey. Sama architektura też jest imponująca, ciekawostką jest to, że w centrum handlowym znajduje się kanał po którym można pływać łódką.
Oczywiście sam hotel Marina Bay Sands też jest atrakcją samą w sobie. To chyba najbardziej charakterystyczny budynek w Singapurze. Aby spędzić noc w tym hotelu trzeba się przygotować na wydatek rzędu 1400 zł. Hotel słynie z najdłuższego infinity pool (długość 150m.) i położonego najwyżej, bo na wysokości 200m. Basen jest dostępny tylko dla gości hotelowych, a dla pozostałych osób udostępniony został taras widokowy, na który można wjechać za opłatą. Za darmo można wjechać do baru, który też tam się znajduje.
Do Gardens By The Bay można przejść kładką z Marina Bay Sands. Zaskakujące jest, że wśród wspaniałej zieleni największe wrażenie robią sztuczne super drzewa. Jest ich w sumie 18, z czego 12 w centralnym punkcie Supertree Grove i po trzy w srebrnym i złotym ogrodzie. Najwyższe drzewo ma ponad 50 metrów, na jego szczycie znajduje się restauracja. Drzewa są porośnięte roślinnością wielu gatunków pochodzących w różnych stron świata. Na niektórych drzewach zamontowano panele słoneczne w celu pozyskiwania energii. Pomiędzy drzewami, na wysokości 22 metrów poprowadzono ścieżkę ODBC Skywalk, z której można podziwiać park z góry. Wstęp na skywalk jest płatny, kosztuje 8 SGD.
Kolejnymi punktami wartymi odwiedzenia są Cloud Forest i Flower Dome. Nam, jak wcześniej pisaliśmy, udało się odwiedzić tylko Cloud Forest. Obie atrakcje to tak naprawdę ogromne szklarnie. W Flower Dome na powierzchni 1,2 ha prezentowane są wystawy roślin i kwiatów z różnych regionów świata. Można tam zobaczyć między innymi baobaby oraz roślinność z regiony morza śródziemnego. W Cloud Forest znajduje się sztuczna góra wysokości 35 metrów obsadzona roślinnością z lasów deszczowych. Z góry, z wysokości 30 metrów spada sztuczny wodospad. Spacerując chodnikami na różnych poziomach góry możemy podziwiać różnorodność flory lasów tropikalnych. Poza tymi atrakcjami w Gardens By the Bay znajdują się sztuczne jeziorka, fontanny i ogrody tematyczne. Jest tam też kilka restauracji. Świetną atrakcją jest też wieczorny pokaz multimedialny wśród super drzew.
Wracając ze spaceru po Gardens by The Bay złapała nas ulewa. Skorzystaliśmy z okazji, że schowaliśmy się przed deszczem w The Shoppes at Marina Bay Sands i poszliśmy do położonego na najniższej kondygnacji food corner na lunch. Na szczęście w odróżnieniu od pozostałych sklepów i restauracji w tym centrum handlowym, ceny posiłków są przystępne. Trafiliśmy do królestwa jedzenia. Ponad 20 stoisk z pysznym jedzeniem. Po Filipinach byliśmy tak wyposzczeni, że ślinka nam ciekła i nie mogliśmy się zdecydować. W końcu wybór padł na zupę z owocami morza. Ależ to było pyszne.
Po posiłku nabraliśmy sił na dalsze zwiedzanie i udaliśmy się w stronę Helix Bridge. To kolejny symbol Singapuru, piesza kładka w kształcie podwójnej helisy kodu DNA. Z mostu można podziwiać panoramę Singapuru. Obok mostu znajduje się budynek ArtScience Museum, który kształtem miał podobno przypominać kwiat lotosu, nam bardziej kojarzył się z otwartą dłonią. Niedaleko Helix Bridge znajduje się też Singapore Flyer czyli drugie najwyższe na świecie diabelskie koło.
Następnie idąc wzdłuż zatoki, podziwiając panoramę miasta i mijając słynne duriany, czyli kolejny imponujący budynek w którym mieści się Esplanade Theatre on the Bay, doszliśmy do fontanny Merlion (rzygający rybo-lew). Merlion to oficjalne logo Singapuru. Singapur to miasto lwa (Singa – lew, pura – miasto) i jego nazwa pochodzi z legendy o indonezyjskim księciu, który po dopłynięciu do brzegu ujrzał lwa. Skąd wziął się ogon ryby? Wymyślili go spece od marketingu. Merlion powstał w 1966 na zlecenie organizacji zajmującej się promowaniem Singapuru poza granicami państwa. Sama nazwa składa się z dwóch części mer od morza i lion czyli lew. Ogon ryby ma symbolizować związek z morzem miasta, które kiedyś było wioską rybacką.
Następnie udaliśmy się do Chińskiej dzielnicy. Mijając Boat Quay czyli miejsce z dużą ilością knajpek chwalących się happy hour, postanowiliśmy wrócić tu wieczorem na piwko. Boat Quay to dawne nabrzeże singapurskiego portu, które obsługiwało większość ruchu handlowego. Taką rolę pełniło do lat 60tych XX wieku, później obsługa handlu morskiego została przeniesiona do nowoczesnego portu, a dzielnica zaczęła podupadać. Dopiero w 1989 roku ruszył plan rewitalizacji Boat Quay, stare magazyny portowe zamieniono na restauracje i sklepy, jednocześnie obok rozwijało się centrum biznesowe. Obecnie Boat Quay jest miejscem, gdzie można wpaść na drinka lub coś przekąsić.
Zwykle dzielnice etniczne w dużych miastach są najbardziej egzotyczne i klimatyczne. Nam jednak nie do końca przypadła do gustu chińska dzielnica. Skąd w ogóle wzięły się w Singapurze takie dzielnice? Sir Raflles (założyciel miasta Singapur) układając plan miasta, wykreślił na nim poszczególne dzielnice dla odrębnych grup etnicznych, które tłumnie przybywały do rozwijającego się Singapuru. W południowej części miasta znajdowały się m.in. rezydencje chińskiej społeczności kupców i pracowników handlu morskiego. Raflles nazwał tę część Singapuru Chinatown i do dziś stanowi ona chińską enklawę w tym ultranowoczesnym mieście.
W początkowym okresie rozwoju Singaporu właśnie w Chinatown znajdowało się centrum, i to tutaj biło serce miasta. Wzdłuż ulic powstawały co raz to nowsze domy z mieszkaniami, sklepami i salonami usługowymi. Dziś to już raczej nie ta sama dzielnica i straciła ona swój urok. Warto zwrócić za to uwagę na liczne malowidła na ścianach budynków przedstawiające sceny z życia dawnego Chinatown.
Pokręciliśmy się trochę po okolicy i zajrzeliśmy też do świątyni Złotego Zęba Buddy. To dość „świeża” świątynia, podobno została wybudowana w 2008 r. Bardzo kolorowa, dominujący kolor czerwony i pełna małych figurek buddy. Świątynia ma kilka pięter, a na jednym z nich znajduje się podobno relikwia zęba buddy. Ale czegoś w niej brak, jak dla nas za dużo komercji (w środku są nawet sklepiki z pierdołami do kupienia). Nadszedł wieczór i postanowiliśmy zjeść obiadokolację w Chinatown Food Street. Niestety zawiedliśmy się, bo to co zamówiliśmy było słabe i bardzo odstawało od tego co jedliśmy na lunch w corner food w The Shoppes at Marina Bay Sand. Ceny też nie były najniższe ale to pewnie ze względu na bardzo turystyczny charakter tego miejsca. Wieczorem mieliśmy w planie pokaz świetlny w Garden by The Bay więc postanowiliśmy wrócić do centrum. Po drodze wstąpiliśmy na piwo na Boat Quay i było to najdroższe piwo w naszym życiu :-). Po raz kolejny doświadczyliśmy, że ceny w Singapurze dosłownie powalają.
O 19.45 zaczął się nocny pokaz świateł w Garden by The Bay, a towarzyszyła temu muzyka w stylu disco lat 70 tych. Pokaz trwa ok. 15 minut, a wstęp jest wolny. Wracając do hotelu obejrzeliśmy jeszcze iluminację świetlną i pokaz fontann oraz laserów na Marina Bay Sands. Chyba wybraliśmy złą miejscówkę (most obok durianów) bo pokazu fontann w ogóle nie było widać, a lasery też specjalnie nas nie oczarowały. Za to nocna panorama miasta to coś, co trzeba zobaczyć. Chyba najlepiej pokaz oglądać z pokładu łodzi, które krążą po zatoce. Zmęczeni upałem i ilością pokonanych kilometrów wróciliśmy do naszej kapsuły.
Drugiego dnia nie mieliśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie bo późnym popołudniem wylatywaliśmy do Indonezji. Udało nam się jednak zobaczyć dwie dzielnice, indyjską i muzułmańską. Little India leży tylko przystanek metrem od naszego hotelu, a poczuliśmy się tam jak w zupełnie innym świecie. Niestety w porównaniu do centrum Singapuru jest tam dość brudno. Jeśli jednak skupimy się na plusach, to na pewno ta dzielnica przypadnie do gustu. Jest ona pełna kolorowych domów i street art’u. Szczególne wrażenie zrobił na nas dom z kolorowymi okiennicami. Oczywiście jest tam też mnóstwo knajpek z jedzeniem, ale my nie jesteśmy zwolennikami tej kuchni więc nie próbowaliśmy tam niczego. Poza tym byliśmy tam rano więc dzielnica była jeszcze trochę uśpiona. W między czasie Robert znalazł też czas na wizytę u fryzjera. Wyszło taniej niż na naszej dzielnicy w Warszawie, więc jak ktoś czuje potrzebę odświeżenia fryzury, to polecamy.
Następnie udaliśmy się do Kampong Glam czyli dzielnicy muzułmańskiej. Tu również królują kolorowe domy oraz street art. Pełno jest też klimatycznych knajpek i bardzo żałowaliśmy, że mamy tak mało czasu. Zajrzeliśmy również do meczetu Masjid Sultan ale raczej nie warto, gdyż nie ma w nim nic ciekawego. Dodatkowo drugie piętro było w remoncie i tam nie dało się w ogóle wejść. Otaczają go uliczki z straganami i knajpkami, którymi można się przespacerować nawet jak nie ma się ochoty na shopping.
Niestety czas naglił i musieliśmy jechać na lotnisko. Jeszcze tylko szybki lunch w Kopitiam i metrem pojechaliśmy na lotnisko. Chiangi jest bardzo nowoczesne, a przy tym pełne zieleni. Wystrój hali odlotów robi wrażenie. Na podłodze dywany, gdzieniegdzie drzewa oraz wygodne kanapy przy bramkach. Tak to można latać. Było co prawda trochę emocji przy automatycznej odprawie bagażu, którą musieliśmy zrobić (po raz pierwszy) sami ale w końcu się udało i nawet bagaż dotarł do naszej kolejnej destynacji. Trzeba samemu wydrukować boarding pass i taśmę do oklejenia bagażu, a później samemu okleić bagaż, zarejestrować go i wrzucić na taśmę, gdzie jest ważony. Jest z tym trochę zamieszania ale zawsze można poprosić o pomoc kogoś z obsługi. Odprawiliśmy bagaże i pojechaliśmy shuttle busem do terminala nr 2, skąd łącznikiem można dostać się do strefy Jewel, w której znajduje się mnóstwo zieleni oraz wodospad. Woda ogromnym strumieniem spada z dachu, a wokół na kilku piętrach rosną tropikalne drzewa. Robi to naprawdę niesamowite wrażenie. Wkrótce (czerwiec 2019 r) mają otworzyć kolejne atrakcje. Jest też tam centrum handlowe, gdzie można znaleźć wiele luksusowych sklepów.
Podsumowując Singapur bardzo nam się podobał, szkoda, że spędziliśmy tam tak niewiele czasu. Miasto jest bardzo nowoczesne, jest w nim wiele wieżowców i innych imponujących budowli. Jednocześnie jest to jedno z najbardziej zielonych miast na świecie. Miasto, a najbardziej centrum, wyróżnia się czystością, szczególnie w porównaniu z innymi miastami Azji. Szczerze polecamy to miejsce, jako, że jest to też dobry punkt przesiadkowy w podróży po Azji.
Przykładowe koszty:
- 2 noce w kapsule Oh My Pods 105 SGD (ok.293zł.)
- Bilet jednorazowy na metro 1,60 SGD (ok.4.50zł.)
- Zupa z owocami morza 8 SGD (ok.22zł.)
- Ramen wegetariański 7 SGD (ok.20zł.)
- Kawa w 7eleven (uwaga, to nie jest tania sieciówka jak np. w Tajlandii, tutaj to dość drogi sklep) 2 SGD (ok.5,60zł.).
- Krojone owoce w pudełeczku 4 SGD (ok.11zł.)
- Słodkie bułki w piekarni/cukierni ok.1,60 SGD (ok.4,50zł.)
- Sok owocowy (z arbuza) 2,50 SGD z lodem (ok.7zł.), a bez lodu 3,50 SGD (ok.10zł.)
- Piwo w markecie 2,50 SGD (ok. 7zł.)
- Piwo 330 ml. w knajpie w trakcie happy hour 5 SGD (ok.14zł.)