Ho Chi Minh, istny Sajgon
Z Koh Rong Sanloem (o naszym pobycie na tej wyspie możesz przeczytać tutaj) do Ho Chi Minh przybyliśmy z przygodami jak zawsze. Kupiliśmy bilety z Sihanoukville na sleeping bus (23$, ok. 90 zł), a w środku nocy, w połowie drogi tj. w Phnom Penh wysadzili nas, dwa śpiochy, na chodniku i czekaliśmy prawie 3 godziny na inny autobus. Niestety ten był z miejscami siedzącymi więc o kontynuowaniu snu nie było raczej mowy. Na dodatek na miejscu okazało się że naszą rezerwację noclegu anulowano nie wiadomo dlaczego bo ciężko się było dogadać in inglisz🤯. Istny Sajgon 🙈 ale jak się później okazało inne wietnamskie miasto dało nam bardziej w kość. Na szybko poszukaliśmy innego noclegu w okolicy i udaliśmy się coś zjeść. Oczywiście od razu wjechała banh mi i kawa. Po zaspokojeniu głodu udaliśmy się na spacer po okolicy.
Początki nie były łatwe. Ten ruch naprawdę robi wrażenie i lekko przeraża 😊. Kasia poprosiła Roberta aby tak zaplanował trasę aby nie trzeba było przechodzić przez ulicę hahaha. Za to Robert kozaczył od samego początku i wysnuł teorię, że po prostu w żadnym przypadku nie można się zatrzymywać tylko iść przed siebie. A jak to pomoże to i nawet oczy zamknąć, gdy się przechodzi przez ulicę 😊Kasia na początku z powątpiewaniem przyjęła tę teorię ale po dłuższym pobycie w Wietnamie okazało się, że jest to dobra metoda. Ba, sprawdziła się też w innych krajach Azji.
Zwiedzanie zaczęliśmy od wizyty w budynku poczty głównej, który został wybudowany w XIX wieku i jest jednym z najstarszych budynków w mieście. Ładnie odrestaurowana Poczta Główna jest jednym z najbardziej znanych zabytków tego miasta. Jej konstrukcję zaplanował sam Gustave Eiffel. W środku widać stalową konstrukcję, uwagę zwraca ciekawie zaprojektowany sufit i stanowiska obsługi. Po bokach znajdują się dwie mapy, jedna przedstawia Sajgon, a druga Francuskie Indochiny z przecinającymi je liniami telegraficznymi. O tym, że przyszło nowe świadczy ogromny portret Ho Chi Minh’a górujący nad główną halą. Nadal można tu wysłać kartkę i jednocześnie kupić pamiątki (sprawdziliśmy i kartki wysłane w tym miejscu dochodzą i to szybko 😊). Mnóstwo stoisk z pamiątkami znajduje się w korytarzach po prawej i lewej stronie od wejścia.
Obok poczty znajduje się Katedra Notre Dame. Zbudowano ją pod koniec XIX wieku na wzór katedry Paryskiej. Francuzi nie skąpili na nią pieniędzy i dlatego materiały do jej budowy sprowadzili z Francji. W końcu na coś trzeba było wydać kasę zarobioną na wyzysku kolonii. Katedra posiada dwie dzwonnice o wysokości 57,5 metra, które zwieńczone są stalowymi krzyżami. Przed katedrą stoi pomnik matki boskiej postawiony tam w 1959 roku.
Spacerując dalej doszliśmy do ulicy Nguyen Hue czyli najbardziej reprezentacyjnego bulwaru w Ho Chi Minh i w całym Wietnamie. Bulwar ciągnie się od rzeki aż do dawnego ratusza, w którym dziś znajduje się siedziba partii komunistycznej. Przed budynkiem stoi pomnik wujka Ho. Niedaleko ratusza znajduje się Hotel Rex. Budynek został zbudowany w 1927 r. dla francuskiego biznesmena Bainiera jako garaż i salon firmowy Citroena. Dopiero na początku lat 60tych przekształcono go w hotel. Zasłynął on podczas wojny w Wietnamie, gdy gościł codzienną konferencję amerykańskiego dowództwa wojskowego. Dziennikarze nazwali te konferencje Five O’Clock Follies ponieważ prezentowane tam oficjalne stanowisko amerykańskiej armii na temat przebiegu wojny często miało niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przy bulwarze Nguyen Hue znajduje się też centrum handlowe, nowoczesne hotele i biurowce ale też zachowało się jeszcze kilka zabytkowych budynków. Niedaleko bulwaru znajduje się też budynek opery. Uwagę też przyciąga budynek który wygląda jak blok mieszkalny z lat 70tych z wieloma balkonami. Po kolorowych szyldach można się zorientować, że znajdują się tam różna sklepy i kawiarnie. Budynek jest tak brzydki, że aż stał się atrakcją, pełno turystów robi sobie przed nim zdjęcia.
I stało się, po kilku miesiącach w Azji straciliśmy czujność i daliśmy się podejść jak dzieci. Stojąc na krawędzi chodnika i czekając na dobry moment aby przejść na drugą stronę ulicy, podszedł do nas mężczyzna handlujący kokosami. Był bardzo miły i pomógł nam w przedostaniu się przez ulicę, a następnie udzielił kilku rad odnośnie tego jak zachowywać się w tym miejskim ruchu oraz jak nie dać się okraść. Namówił też Roberta aby ten zrobił sobie zdjęcie z kijem-nosidłem, na którym nosił swój dobytek. Nagle wepchnął nam w dłoń po kokosie i zaczął się oddalać. Kokosy były zamknięte więc zaczęliśmy go gonić. Wtedy szybkim ruchem otworzył te kokosy, ponownie nam je wręczył i zażądał za nie astronomicznej kwoty. Koniec końców, po długich negocjacjach, udało nam się stargować do ceny zbliżonej do tej, po jakiej sprzedawali „na mieście”. Śmialiśmy się dobrą godzinę z tego jak nas nabrał ale…szacun za inwencję 😊.
Kolejny dzień zaczęliśmy od zupy pho na śniadanie, która kosztowała 70 000 dongow tj. ok. 12,50 zł. w miejscu polecanym przez interneta. Dziwnie jest zjeść zupę na śniadanie 🤔🤭 ale była smaczna. A następnie wjechała pyszna kawa z jajkiem. Można ją dostać na ciepło lub na zimno. My wybraliśmy pierwszą opcję. Koszt kawy to 40 000 dongow (ok. 6,70 zł). Oba te miejsca znajdowały się blisko naszego hotelu.
Następnie, powoli, zwiedzając przy okazji okolicę, udaliśmy się w stronę Muzeum Pozostałości Wojennych (War Remnants Museum). To ciężkie przeżycie, podobnie jak Muzeum Ludobójstwa w Kambodży i z tego względu praktycznie nie mamy stamtąd żadnych zdjęć. W muzeum można poznać historię wojny w Wietnamie z punktu widzenia Wietnamczyków. Oprócz całej historii wojny i przebiegu działań wojskowych duża część wystawy poświęcona jest cywilnym ofiarom wojny. Jest sekcja przedstawiająca zbrodnie amerykańskich żołnierzy podczas pacyfikacji wietnamskich wiosek. Dużo miejsca poświęcono też skutkom bombardowań z użyciem broni chemicznej, głównie przy użyciu preparatu Agent Orange. Te zdjęcia i historie ludzi na zawsze zostaną w naszej pamięci. Oczywiście wiemy, że muzeum ma swoje cele propagandowe i przedstawia tylko jeden punkt widzenia. Nie ma tam słowa słowa o tym jak traktowali cywilów żołnierze Vietcongu i północno wietnamskiej armii. Jeżeli jednak interesujecie się trochę historią to warto odwiedzić to miejsce. Bilet wstępu kosztuje 40 000 dongów (ok.6,70 zł). Czynne w godzinach 7.30 do 18.00. Ostatnie wejście 17.30.
Będąc w okolicy Muzeum warto przespacerować się po ulicy Vo Van Tan gdzie można jeszcze znaleźć kilka kolonialnych willi. Niestety wiele budynków, które zostały w Ho Chi Minh po czasach kolonialnych jest burzonych, w ich miejsce buduje się biurowce.
Niedaleko można też znaleźć Pałac Niepodległości czyli dawną siedzibę prezydenta Wietnamu Południowego. To w tym miejscu symbolicznie zakończyła się wojna wietnamska w dniu 30 kwietnia 1975 gdy dwa czołgi staranowały bramę pałacu. Obecnie pałac można zwiedzać, zachował się tam wystrój wnętrz z czasu gdy został opuszczony. My sobie darowaliśmy tą atrakcję
I jeszcze trochę zdjęć z ulic Sajgonu.