Europa,  Włochy

Neapol nas zauroczył

W końcu dotarliśmy do Neapolu 😁. Tradycyjnie z przygodami bo nie mogło być inaczej. Najpierw dwa razy odwołali nam lot do Włoch. Potem przy odprawie on-line nie wczytało Kasi paszportu covidowego z powodu rzekomego błędnego kodu. Był więc strach, że nie wpuszczą Kasi do samolotu. Na szczęście chyba był to chwilowy błąd bo potem, gdy chcieliśmy wejść do restauracji czy atrakcji turystycznej, to kod wczytywał się bez problemu. Po wylądowaniu w Neapolu złapała nas ulewa. Pierwotnie zamiast jechać autobusem nr 182, chcieliśmy jechać tym lotniskowym, bo bliżej był przystanek. Ale deszcz zmalał, a że bus nr 182 jest cztery razy tańszy od lotniskowego, to decyzją mogła być tylko jedna. Ruszyliśmy więc ok 800 m. z buta.  Przystanek znaleźliśmy bez problemu, a i czekać długo nie musieliśmy. I już witaliśmy się z gąską tzn. z hostem od naszego noclegu ale nagle po ok 10 min. jazdy autobus stanął i kierowca oświadczył, że to koniec jazdy i pogonił ludzi. Następnie zmienił numer na inny i ruszył dalej 🤣. Zamiast czekać na kolejny autobus jak ciućmoki, ruszyliśmy z buta 2,5km…. i to była bardzo dobra decyzja. No może za wyjątkiem ciągania walizki po brukowanych uliczkach 🤣. Pewnie mamy na sumieniu kilka skróconych snów. Ale co to był za spacer. Zatrzymywaliśmy się co chwila na foty i na szybką kawę przy barze. Oczywiście żeby nie było zbyt pięknie, to w trakcie robienia zdjęć zgubiliśmy butelkę z filtrem i musieliśmy wrócić tą samą drogą aby ją znaleźć. Na szczęście czekała na nas przy ulicy 😁.  Ponoć Neapol się kocha albo nienawidzi. Nie nam to oceniać ale u nas jest ziobro jedynkowo 😁. Miasto wciągnęło nas bez reszty😍 i zdecydowanie jest między nami chemia 👍. Czy w mieście jest niebezpiecznie? Wg nas tylko wtedy, kiedy będziesz chciał zamówić pizzę z ananasem lub kawę z mlekiem roślinnym. To może Cię narazić na gniew 😊. Czy jest brudno? Fakt, nie jest to zbyt czyste miasto ale nam się jakoś w oczy specjalnie ten syf nie rzucił i nie brodziliśmy w śmieciach po kostki spacerując wąskimi uliczkami.

Historia Neapolu jest bardzo długa, sięga VIII w. pne, kiedy to Grecy założyli tu miasto Partenope, jedno z najważniejszych miast Wielkiej Grecji. Później było to jedno z ważniejszych miast imperium Rzymskiego. Po upadku Rzymu było niezależnym księstwem, a od XIII w. przez 600 lat był stolicą królestwa Neapolu, które przed większość czasu było pod kontrolą hiszpańską. W mieście znajduje się najstarsza uczelnia publiczna w Europie, założony w 1224 roku Uniwersytet Fryderyka I i najstarsza uczelnia orientalistyczna. Neapol był ważnym ośrodkiem kulturalnym i naukowym. Powstała tu też pierwsza linia kolejowa we Włoszech. Neapolitańczycy posługują się specyficznym dialektem, zawierającym wiele naleciałości hiszpańskich. Neapol posiada największe w Europie historyczne centrum liczące 1700 hektarów.

Klasztor św. Klary (Monastero di Santa Chiara)

Po zostawieniu naszych gratów w pokoju, ruszyliśmy niespiesznie na zwiedzanie Neapolu. Zaczęliśmy od klasztoru św. Klary (Monastero di Santa Chiara). Cały kompleks czyli bazylika i klasztor został zbudowany w XIV w. Obok kościoła znajdowały się dwa zakony, męski Franciszkański i żeński Klarysek. Najciekawszy jest dziedziniec klasztoru, który został ozdobiony w XVII w majolikowymi kafelkami (czyli ceramicznymi😁) przedstawiającymi sceny z życia ówczesnych ludzi. Rosną tam też drzewa cytrynowe, a  na ścianach są freski ze scenami z Biblii. Klasztor został zbudowany na ruinach rzymskich term, ich pozostałości odkryte w latach 50tych XX wieku, znajdują się w klasztornym muzeum. Znajdują się tam też resztki dawnych zdobień klasztoru i bazyliki, która została zniszczona w 1943 r. w wyniku bombardowania przez wojska alianckie i pożaru jaki później wybuchł. W klasztorze znajduje się też tradycyjna neapolitańska szopka z przełomu XVIII i XIX wieku.

Kościół Gesu Nuovo

Następnie poszliśmy do kościoła Gesu Nuovo zwanego inaczej Chiesa della Trinità Maggiore, który stoi przy Piazza Gesu Nuovo, niedaleko klasztoru Santa Chiara Już fasada kościoła czyni go wyjątkowym bo składa się z niezliczonej ilości piramid. Z zewnątrz nie przypomina on innych kościołów, pewnie dlatego, że początkowo był to pałac rodziny Sanseverino. Zbudowano go w 1470 roku, a według legendy piramidy na fasadzie miały za zadanie chronić budynek przed nieszczęściami ale podobno zostały ułożone w złym kierunku i przyniosły odwrotny skutek. Dlatego pod koniec XVIw rodzina Sanseverino popadła w niełaskę króla i straciła zamek. Po zamienieniu go na kościół pech nadal go nie opuszczał, niszczyły go pożary i trzęsienie ziemi ale za każdym razem kościół był odbudowywany. Jest to jeden z najważniejszych kościołów w Neapolu, znajduje się tam wiele dzieł sztuki, barokowych obrazów i rzeźb największych neapolitańskich mistrzów. Naprawdę warto tam zajrzeć, tym bardziej, że wejście jest za darmo.

Neapol można poznawać również przez żołądek, dlatego kolejnym przystankiem było stoisko, gdzie sprzedawali pizza frita, czyli pizzę z głębokiego tłuszczu. Robertowi smakowało, a dla Kasi była za tłusta. 

Quartieri Spagnoli czyli dzielnica hiszpańska

Posileni poszliśmy do Quartieri Spagnoli, czyli dzielnicy hiszpańskiej. Jest to dzielnica położona u podnóża wzgórza, na którym stoi zamek Sant’Elmo. Jej historia sięga XVI w. czyli czasów, gdy Neapolem rządzili Hiszpanie. W dzielnicy znajdowały się kwatery hiszpańskich żołnierzy, stąd pewnie jej nazwa. Od początku dzielnica cieszyła się złą sławą, było tam dużo domów publicznych, często dochodziło też do przestępstw. Zła sława dotrwała do dzisiaj, dzielnica jest uznawana za niebezpieczną, podobno często dochodzi tam do drobnych kradzieży, dzielnica jest też kontrolowana przez klany camorry. Jednak jak to zwykle bywa, nie taki diabeł straszny jak go malują. My z przyjemnością zapuszczaliśmy się w wąskie uliczki i ani przez chwilę nie czuliśmy się zagrożeni. W porównaniu do via Toledo, która oddziela dzielnicę hiszpańską od centrum, jest tam cisza i spokój. Pełno jest wąskich uliczek z suszącymi się na sznurkach ubraniami. Każda kamienica ma swoją kapliczkę z wizerunkiem świętego, chyba najczęściej można zobaczyć Maryję i ojca Pio. Czasami w kapliczce znajdują się też zdjęcia zmarłych. Niektóre uliczki zastawione są straganami, można znaleźć tam też niewielkie bary i restauracje. Czasami warto spojrzeć w górę żeby nie dostać w głowę wiaderkiem. Wiaderko wisi przy prawie każdym balkonie i służy do podawania niewielkich zakupów. Jak pani neapolitance skończy się oliwa albo mąka na makaron, to prosi sąsiadkę, która akurat idzie ulicą, żeby skoczyła do sklepu i żeby nie biegać po schodach, to spuszcza na sznurku swoje wiaderko i tam ładuje się zakupy. Kilka razy udało nam się zaobserwować taką akcję. Trzeba też uważać na pędzące skutery, my poczuliśmy się trochę jak w Azji, co nam osobiście bardzo odpowiada. Spotkaliśmy tam obwoźnego sprzedawcę warzyw, który zgrabnie przeciskał się swoim samochodzikiem przez te uliczki i co chwila trąbił, żeby zwrócić uwagę mieszkańców i ani razu o nic nie zahaczył. A poruszanie się samochodem nie jest łatwe, o czym świadczą połamane zderzaki i poobcierane boki aut. Mieszkańcy nie inwestują za bardzo w samochody dlatego można tam spotkać nawet dobrze nam znanego maluszka albo seicento. Wędrując po dzielnicy hiszpańskiej można niechcący zajrzeć komuś do kuchni albo salonu. Na parterze kamienic znajdują się niewielkie mieszkania zwane „i bassi”. Ponieważ te mieszkanka są pozbawione okien, to właściciele często otwierają drzwi na ulicę żeby wpuścić trochę światła i powietrza.

Obdrapane elewacje kamienic zdobią liczne murale. Trafiliśmy na miejsce z ogromnym muralem Maradony, który w Neapolu traktowany jest niczym bóg. Pod muralem jest nawet kapliczka poświęcona temu piłkarzowi. Nieco więcej o ulicznej sztuce przeczytacie w dalszej części tego wpisu.

Galeria Umberto I

Po dłuższej przerwie na aperol spritza, ruszyliśmy via Toledo do Galerii Umberto I. To galeria handlowa zbudowana na wzór galerii Victora Emanuela w Mediolanie. Galeria została zbudowana w 1890 roku, a nazwę wzięła od ówczesnego króla Włoch. Galeria jest przykryta szklanym dachem, z 56 metrową kopułą, który robi największe wrażenie. Jedyne co tam nie pasuje, to szpetny McDonalds. 

Castel Nuovo

Dalej poszliśmy zobaczyć Castel Nuovo, zbudowany pod koniec XII w., po przeniesieniu stolicy królestwa Neapolu z Palermo. Zamek ma dosyć surowy wygląd oraz charakterystyczne wieże i zdobny portal, który trochę nie pasuje do reszty budowli. Łuk został dobudowany w XVw., za panowania dynastii aragońskiej. Zamek położony jest nad samym morzem. Wnętrze zamku nie jest podobno zbyt imponujące, dlatego darowaliśmy sobie zwiedzanie wewnątrz. 

Poszliśmy dalej nadmorską promenadą skąd jest świetny widok na zatokę i Wezuwiusza po drugiej stronie. Doszliśmy do zamku dell’Ovo czyli zamku jajecznego, wstęp do zamku jest darmowy ale trzeba zarezerwować wizytę przez internet. My o tym nie wiedzieliśmy dlatego nie mogliśmy wejść. Jest to jedno z wielu miejsc, dla których chcemy wrócić do Neapolu.

Muzeum archeologiczne

Drugiego dnia pojechaliśmy do muzeum archeologicznego, gdzie znajdują się eksponaty pozyskane w czasie wykopalisk na terenie Campanii. Można poznać historię regionu od epoki brązu. Najwięcej jest obiektów z czasów rzymskich, dużą część zajmują eksponaty pochodzące z wykopalisk w Pompejach i Herkulanum, dlatego warto odwiedzić muzeum zanim pojedzie się do tych miejsc. 

W muzeum znajduje się wiele rzeźb i posągów z różnych rejonów Italii, nawet z Rzymskich Term Caracali. Poziom – 1 poświęcony jest starożytnemu Egiptowi, można tam znaleźć nawet mumie. W muzeum organizowane są też wystawy tematyczne, my trafiliśmy na wystawę poświęconą gladiatorom.  Wstęp do muzeum kosztuje 15€ ale my skorzystaliśmy z Campania Artecard i weszliśmy za darmo w ramach tej karty.

Rione Sanita

Z muzeum poszliśmy do dzielnicy Rione Sanita, gdzie zagubiliśmy się w wąskich uliczkach. To mniej popularna część miasta, ze względu na niezbyt dobrą opinię, więc turystów tu mało. Nam się bardzo spodobała i podczas kolejnego naszego pobytu planujemy tu zorganizować sobie nocleg. Dzielnica jest położona w dolinie u stóp wzgórza Capodimonte. Od czasów starożytnych dolina była miejscem pochówku zmarłych, znajdują się tu katakumby San Gennaro i San Gaudioso oraz cmentarz Fontanelle. Dzielnica mieszkalna powstała w XVI wieku i ze względu na dobry klimat i położenie przy głównej drodze do pałacu Capodimonte położonego na wzgórzu, osiedlały się tu elity Neapolu. Niestety w XIX wieku, po zbudowaniu mostu nad doliną, dzielnica zaczęła tracić na znaczeniu i powoli miejsce to zmieniło się w dzielnicę nędzy. Obecnie różne lokalne organizacje próbują przywrócić blask dzielnicy ale starania aby ta dzielnica stała się bardziej turystyczna zapewne jeszcze chwilę potrwają. Stosunkowo niedawno,  w roku 2015 miało miejsce morderstwo szefa miejscowego klanu camorry, a w roku 2016 bandyci ostrzelali bar, w którym siedzieli członkowie innego klanu. I to ponoć nie jedyne „incydenty” w tej okolicy. Sami więc widzicie, że miejsce to, póki co, nie ma zbyt dobrej sławy. Do nas na ulicy podeszła mieszkanka i powiedziała nam, że mamy uważać na aparat fotograficzny. Przez chwilę zrobiło się nieswojo, ale potem o tym zapomnieliśmy. Niemniej jednak warto zachować czujność i być po prostu rozważnym. Podobnie jak w dzielnicy hiszpańskiej, znajdziecie tam wąskie uliczki pachnące rozwieszonym świeżym praniem, kapliczki i pędzące skutery. Trafiliśmy też na Via Montesilvano, gdzie znajdują się półeczki wypełnione książkami. Można tam przyjść ze swoją książką i wymienić na inną. Uliczka ozdobiona jest wieloma muralami. Nas te klimaty zauroczyły.

W między czasie zrobiliśmy sobie przerwę na pizzę w Pizzerii Concettina ai Tre Santi, którą bardzo polecamy, o czym w dalszej części wpisu.

Palazzo dello Spagnoli

Najedzeni pyszna pizzą odwiedziliśmy Palazzo dello Spagnoli z przepiękną klatką schodową, w stylu rokoko lub późnego baroku. Pałac został zbudowany w 1738r. Łatwo można go pominąć w trakcie spaceru, bo fasada budynku nie wskazuje na to, że za nią można spotkać takie cudo. Pomimo tego, że budynek jest nieco zniszczony, to robi mega wrażenie. Warto wdrapać się schodami na samą górę, gdyż każde piętro skrywa jakiś „skarb” w postaci np. zdobionych drzwi.

Palazzo San Felice

Dalej poszliśmy aż do mostu Maddalena Cerasuolo, po drodze podziwiając murale i zaglądając w wąskie uliczki. Zajrzeliśmy też do Palazzo San Felice, który jest mocno zaniedbany ale ma ciekawą klatkę schodową. Ten sam człowiek odpowiada też za Palazzo dello Spagnolo tj. Ferdynand Sanfelice, neapolitański architekt. Ten budynek jest bardziej zaniedbany, niemniej jednak również warto go zobaczyć.