Bac Ha, lepsza wersja Sapa
Do Bac Ha przyjechaliśmy z Sapa (o naszym pobycie w tym miejscu możesz przeczytać tutaj). Autobus z Sapa do Lao Cai odjeżdża z przystanku Sapa Church. Bilet kosztuje 30 000 dongów (ok. 5 zł), a droga trwała ok. 1 godziny. Następnie w Lao Cai z tego samego dworca, na który przyjechaliśmy po ok. 30 min. oczekiwania mieliśmy bus do Bac Ha. Bilet kosztował 70 000 dongów (ok. 12 zł), a czas przejazdu to ok 1,5 godziny. W sezonie ponoć jeździ bezpośredni bus z Sapa do Bac Ha.
Będąc w Sapa szkoda było nie skorzystać z okazji, że jesteśmy tak blisko i nie odwiedzić słynnego targu w Bac Ha. To idealna możliwość podejrzenia prawdziwego życia mieszkańców. Planując wypad w to miejsce pamiętajcie, że targ odbywa się raz w tygodniu, a mianowicie w niedzielę. Oczywiście wizyta na targu, to nie wszystko co chcieliśmy zrobić w tej okolicy. W planie mieliśmy też wynajęcie skutera i zrobienie loop’a. Do pobytu w tym miejscu zachęciły nas opinie, że ponoć jest tu piękniej i zdecydowanie spokojniej niż w Sapa. To dla nas najlepsza recenzja, szczególnie po tym jak spędziliśmy kilka dni w Sapa, pełnego turystów i komerchy.
Po zrzuceniu bagażu w Bac Ha Family Homestay udaliśmy się na spacer do pobliskiej wioski. Wszędzie było widać ludzi ciężko pracujących na polu, bo był to akurat czas zbiorów. Same miasto to totalna dziura, pełne „salonów fryzjerskich”, dosłownie, gdzie się człek nie obejrzy tam fryzjer. A to pewnie dlatego, że Robert powinien był w tamtym czasie ogarnąć bałagan na głowie 🙈🙈.
Wieczór spędziliśmy bardzo miło w naszym homestay’u. Najpierw była pyszna kolacja z gospodynią, która przywitała nas w swojej rodzinie i od samego początku miała plan aby nas upić winem śliwkowym (nie to, żebyśmy się opierali jakoś specjalnie 🙈), a następnie była sobotnia impreza na night market 😁. Nie jest to typowy nocny market z dużą ilością jedzenia, a raczej coś a’la odpust wiejski. Niby można coś tam zjeść ale szału ni ma bo nie taka jest idea tej imprezy. Najpierw były tańce oraz śpiewy na scenie i Kasia koniecznie chciała wystąpić ze swoim repertuarem „siabadaaaa, siabadaaa myyyydelko faaaaaaa” ale Robert stwierdził, że śliwkowe wino jej zaszkodziło i powstrzymał od występu 🙈🙈🙈. Zwieńczeniem imprezy było ognisko na placu, podczas którego mieszkańcy tańcowali wokół, trzymając się za ręce. Było to dość ciekawe przeżycie, szczególnie, że na palcach jednej ręki można było zliczyć turystów. Całość trwała godzinę i po tym czasie towarzystwo się rozeszło, to i my udaliśmy się na spoczynek, szczególnie, że kolejnego dnia mieliśmy wstać skoro świt na wyczekiwany przez nas market.
Co niedzielę w Bac Ha ma miejsce największy w północnym Wietnamie market. Rozpoczyna się ok. godziny 7.00. i właśnie o tej porze najlepiej tam zajrzeć. Już dużo przed siódmą zaczyna się ruch bo do miasta ściągają ludzie z okolicznych wiosek wioząc swoje plony, rękodzieło albo ciągnąc za sobą zwierzęta, które znaczą całą swoją trasę niczym Jaś i Małgosia rzucający cukierki 😊. Ponoć po godzinie 10.00 robi się bardziej turystycznie bo przyjeżdżają autokary z Sapa na jednodniową wycieczką. Market podzielony jest na sekcje: zwierzęta żywe (stamtąd szybko uciekliśmy bo płakać się chce, kiedy się widzi jak zwierzęta są tam traktowane), produkty spożywcze (owoce, warzywa, mięso…), ciuchy i ostatni to ręcznie wykonane bajecznie kolorowe pamiątki, głównie z tkanin np. torebki, spódniczki, zabawki. Pamiętajcie aby przy zakupie mocno targować. Można też coś zjeść na miejscu oraz… oczywiście skorzystać z wizyty u ulicznego fryzjera. My spędziliśmy ponad dwie godziny spacerując pomiędzy stoiskami i obserwując mieszkańców. Jeśli jednak macie więcej czasu, to zdecydowanie polecamy zasiedzieć się tam dłużej bo to niezwykłe przeżycie.
Na targu szczególną uwagę przykuwają stroje kobiet z grupy etnicznej Hmongów. Okolice Bac Ha zamieszkują głównie Hmongowie Kwieciści, których stroje są bardzo kolorowe, w odróżnieniu od strojów Czarnych Hmongów, których spotykaliśmy w okolicach Sapa. Tam stroje były czarne z kolorowymi roślinnymi ozdobami. Hmongowie to grupa etniczna pochodząca z południa Chin, mieszkająca również na północy Wietnamu, ale także w Laosie i Tajlandii. Hmongowie dzielą się na kilka mniejszych grup jak Kwieciści (Zieloni), Czarni, Biali i Czerwoni. Hmongowie posiadają własny język i obyczaje, są wyznawcami animizmu i szamanizmu.
Po powrocie z targu pożyczyliśmy w naszym homestay’u skuter (150 000 dongów czyli ok. 26 zł.) i objechaliśmy okolicę Bac Ha, robiąc tzw. pętlę.
Teraz mamy już pewność, Sapa w starciu z Bac Ha przegrywa i to bardzo. Gdybyśmy teraz układali plan, to zrezygnowalibyśmy z Sapa na rzecz kilku dni więcej w Bac Ha. Pętla, którą tu zrobiliśmy liczyła ok. 70 km. i wiedzie serpentynami wśród gór i pól ryżowych. Po drodze mijaliśmy wioski składające się z kilku drewnianych chałup, a czasami tylko w oddali widzieliśmy pojedyncze zabudowania. Większość drogi jest asfaltowa i w niezłym stanie, chociaż było kilka trudniejszych fragmentów. Trasa ta nie jest zepsuta turystyką i nie znajdziecie tu zaplecza gastronomicznego. Jeśli będziecie wybierać się w te strony to koniecznie zabierzcie prowiant. My robiąc reaserch przed wyjazdem nie znaleźliśmy info na ten temat😕 i jak ostatnie pierdoły zrobiliśmy pętlę tylko o wodzie i czasami ciszę przerywało burczenie w brzuchu 🙈. Dopiero pod koniec podróży udało nam się znaleźć wiejski sklepik, gdzie kupiliśmy coś do przegryzienia i zimne piwko😊. Na trasie nie spotkaliśmy ani jednego turysty, czasami tylko mijaliśmy mieszkańców zaciekawionych nami, dwoma rajdersami podążającymi drogą. Dla nas ta trasa była niezłą rozgrzewką przed pętlą Ha Giang.
W Bac Ha byliśmy od 14 do 15 września 2019 roku.