Przez Pieniny na Lubań
Jeszcze przed tym całym zamieszaniem z koronawirusem postanowiliśmy trochę więcej zwiedzać Polskę bo aż wstyd się przyznać jakie mamy zaległości w tym temacie. Oczywiście w związku z tym, że jesteśmy zwolennikami natury na pierwszy ogień poszły góry. W styczniu wyskoczyliśmy na długi weekend w Gorce ale pogoda pokrzyżowała nam plany i z powodu śnieżycy musieliśmy odpuścić szlak na Lubań. Obiecaliśmy sobie, że przy pierwszej okazji nadrobimy tę zaległość więc nie pozostało nic innego jak udać się w Gorce. Postanowiliśmy tak zaplanować trasę aby przenocować w namiocie na Lubaniu i następnego dnia wrócić do miejsca, gdzie porzuciliśmy samochód czyli zrobić tzw. pętelkę.
Trasa wyglądała następująco:
Krościenko-Trzy Korony-Czorsztyn-Przełęcz Snozka-Lubań.
Aplikacja z trasą wskazała 20 km. ale apka do liczenia przebytych kilometrów na telefonie i inna mapa wskazały 25 km., tak więc do końca nie mamy pewności ile ostatecznie przeszliśmy. Droga powrotna do Krościenka, którą pokonaliśmy następnego dnia to ok. 10 km.
Pierwszy nocleg mieliśmy w Krościenku na Polu Namiotowym Cypel, który ulokowany jest nad Dunajcem i jest tam też możliwość spędzenia czasu w kamperze. W związku z tym, że przyjechaliśmy tam późno (ok. godz. 22) i następnego dnia wyruszyliśmy wcześnie rano, nie było nikogo, kto pobrałby od nas opłatę. Kamping ma zaplecze sanitarne tj. toalety, prysznice oraz miejsce do podłączenia się do prądu.
Drugi nocleg był na końcu trasy tj. Lubań Baza Namiotowa, koło wieży widokowej. W czasie kiedy my byliśmy tj. połowa maja, baza była nieczynna bo otwierają ją dopiero latem więc z zaplecza była tylko wiata oraz miejsca na ognisko, a tojlet w krzakach 😊.
Planowaliśmy wyjść w góry wcześnie rano ale zanim się zebraliśmy z pola namiotowego i dotarliśmy na początek trasy, gdzie zostawiliśmy na noc samochód u okolicznego gospodarza, to zrobiła się godzina 8.30. Na początku pogoda trochę nas martwiła, po kilku dniach deszczu całe góry były przykryte mgłą i już się obawialiśmy, że jak to u nas bywa, żadnych widoków tego dnia nie zobaczymy. Na szlaku nie było dużo turystów, szczególnie, że poszliśmy niebieskim szlakiem przez Zamek Pieniński, a nie przez przełęcz Szopka, gdzie idzie większość turystów. Samo wejście na Zamek było zamknięte ale szlak okazał się bardzo przyjemny i pusty, dodatkowo wyszło słońce i zaczęło rozpraszać mgły, co stworzyło piękne efekty świetlne.
Im bliżej byliśmy Trzech Koron, tym robiło się tłoczniej. Oczywiście kulminacja nastąpiła na punkcie widokowym, na szczęście nie było zbyt długiej kolejki. Chociaż sądząc po ilości ludzi, których widzieliśmy schodząc ze szczytu, to koło południa musiało tam być naprawdę tłoczno. Generalnie wyglądało to tak, że wszyscy robili szybkie foto, chwilę pokontemplowali piękno okolicy i uciekali aby zrobić miejsce kolejnym spragnionym widoku turystom. Niestety odwiedzanie popularnych miejsc w weekend to słaby pomysł. Ale z dobrych wiadomości, to w końcu pogoda dopisała i udało nam się zobaczyć Tatry. Z Trzech Koron widać dobrze jej Słowacką część, między innymi Łomnicę i masyw Gerlacha. Poprzednim razem jak byliśmy na tym szczycie to poza mgłą nie widzieliśmy nic. Zresztą od dłuższego czasu prześladuje nas pech i co gdzieś się wdrapiemy, to i tak nic nie widać. Tym razem udało nam się przełamać „ostry cień mgły” i mogliśmy się nacieszyć cudownym widokiem. W ogóle przez cały weekend towarzyszyła nam piękna i słoneczna pogoda, co jak na nas to niezły fart.
Z Trzech Koron zeszliśmy do przełęczy Szopka, gdzie spotkaliśmy największe tłumy podczas całej trasy. W sumie nie jest to dziwne bo widok z przełęczy na Tatry był imponujący, wielu ludzi rozsiadło się na łące i podziwiało widoki. My poszliśmy dalej niebieskim szlakiem, przez Trzy Kopce w kierunku Czorsztyna. Co jakiś czas spośród drzew wyłaniała się panorama Słowackiej części Tatr, która towarzyszyła nam przez cały dzień. Po drugiej stronie co chwilę pojawiał się widok na Gorce i cel naszej wyprawy czyli Lubań. Łatwo go rozpoznać po charakterystycznej wieży widokowej.
Po wyjściu z lasu, na przełęczy Osice szlak w kierunku Czorsztyna prowadzi przez łąkę, na której spotkaliśmy stado owiec. Baca mówił, że jest ich 600, nie liczyliśmy, wierzymy na słowo😊. Najbardziej nam się podobały czarne owce z białymi grzywkami. Na końcu łąki znajduje się bacówka, gdzie można kupić świeże sery. Znowu mieliśmy piękne widoki, aż musieliśmy zatrzymać się na chwilę i popatrzeć jeszcze raz na Tatry, z łąki widać też było zalew Czorsztyński i zamki w Czorsztynie oraz Niedzicy. W Czorsztynie zrobiliśmy sobie odpoczynek i przerwę na małe co nie co. Kupiliśmy też browarek, którym chcieliśmy uczcić zdobycie Lubania, tylko najpierw musieliśmy wdrapać się na górę😊
Z Czorsztyna ruszyliśmy w kierunku przełęczy Snozka, szlak prowadzi wzdłuż drogi więc nie jest zbyt przyjemny, za to po minięciu ostatnich zabudowań zaczynają się piękne widoki na zalew i okalające go góry. Na przełęczy zaczyna się jeden z kilku szlaków na Lubań. Nawet jeśli nie macie czasu albo ochoty aby wejść na szczyt, to warto pod koniec dnia wdrapać się na łąki u podnóża góry, niedaleko ośrodka narciarskiego i stamtąd podziwiać zachód słońca. Widzieliśmy sporo osób, które tak zrobiły. Na górę można między innymi wejść żółtym szlakiem z Kluszkowców, zielonym z Grywałdu, niebieskim z Ochotnicy i jeszcze kilkoma innymi, wszystkie szlaki spotykają się na szczycie. My postanowiliśmy wejść niebieskim z przełęczy Snozka, a zejść czerwonym do Krościenka. Sam szlak niebieski nie jest trudny, chociaż momentami był rozmyty przez deszcz. Jedynie końcówka szlaku jest dosyć stroma i dla nas po całym dniu marszu z ciężkimi plecakami było to spore wyzwanie. Po drodze, w miejscu gdzie łączą się szlaki niebieski i zielony znajdują się ruiny schroniska na polanie Wyrobki, które spłonęło w 1978 roku. Kilka minut przed szczytem przy niebieskim szlaku znajduje się źródełko, które jest jedynym ujęciem wody na Lubaniu, więc jeśli planujecie nocleg, to warto w tym miejscu zatankować😊. Z tego źródła korzysta również baza namiotowa czynna w okresie letnim. Jeszcze tylko chwila wysiłku i znaleźliśmy się na Lubaniu, a właściwie na polanie położonej pomiędzy dwoma szczytami tej góry.
Ogólnie cała trasa jest mało wymagająca ale my przechodząc pierwszego dnia ok. 25 km. z plecakami ważącymi prawie w 10 kg. każdy, umęczyliśmy się jak nigdy dotąd. Tak nas przeciągnęło, że po dotarciu na Lubań ok. godziny 18.00 nie mieliśmy siły aby rozłożyć namiot i coś ugotować 🙈😅. Ale, oczywiście w ramach nagrody za doznane męki, wjechał browarek😜. Pretensję możemy mieć tylko do siebie bo nasza forma to jakiś dramat ale taki jest efekt „narodowej kwarantanny” i obżarstwa.
Jak pisaliśmy wcześniej w okresie letnim na Lubaniu działa Studencka Baza Namiotowa, gdzie można przenocować w namiocie bazowym lub rozbić swój. W bazie można kupić coś do jedzenia i popicia😉. Poza sezonem można liczyć tylko na siebie, jednak jak sami się przekonaliśmy, chętnych do nocowania na górze nie brakuje. Niedaleko pola namiotowego znajdują się ruiny kolejnego schroniska. Schronisko na Lubaniu zostało zbudowane latach 30tych, w czasie II wojny światowej schronisko służyło jako miejsce schronienia partyzantów. Schronisko zostało zniszczone przez Niemców w 1944 roku obok znajduje się symboliczna mogiła partyzantów, którzy w nim zginęli. Na jednym ze szczytów Lubania znajduje się wieża widokowa, która była naszym drogowskazem przez cały dzień. Rozpościera się z niej widok na Gorce i Pieniny, w dali widać szczyty Tatr, a w dole zalew Czorsztyński. Po odzyskaniu sił udało nam się wdrapać na wieżę aby podziwiać panoramę, chociaż musimy przyznać, że lepsze widoki mieliśmy z Trzech Koron, może to przez późną porę. Robert został na zachód słońca, było ładnie lecz widzieliśmy już lepsze zachody.
Kolejnego dnia Robert obudził się o 5tej rano, a właściwie obudzili go sąsiedzi, którzy wstali na wschód słońca. Pomimo tego, że temperatura nie zachęcała do wyjścia ze śpiwora (na namiocie był szron😊), Robert postanowił wdrapać się na wieżę. Niestety szczęście tym razem nie dopisało i na wschodzie widnokręgu były chmury więc widoki nie były najlepsze. Wrażenie robiła tylko mgła rozciągająca się nad zalewem Czorsztyńskim i chrapiący wędrowcy, którzy zamiast w namiocie rozłożyli swoje śpiwory w wieży😊
Po szybkim liofilizowanym śniadanku rozpoczęliśmy drogę powrotną czerwonym szlakiem w kierunku Krościenka. Szlak jest łagodny, na początku trzeba przejść przez drugi szczyt Lubania, a później jest już tylko z górki. Po pierwszym, bardzo wyczerpującym dniu można powiedzieć, że był to lekki spacerek przez las, z przerwami na podziwianie widoków na Pieniny i Gorce. Po 3,5 godziny i prawie 10 kilometrach znaleźliśmy się z powrotem w Krościenku.
Na trekingu byliśmy w dniach 16-17 maja 2020 roku